Spóźnione oczywiście, ten post miał się ukazać wraz z nadejściem astronomicznej jesieni, ale czasem nie wszystko w życiu dobrze się układa... Ech, jeszcze garść letnich fotek, jeszcze ostatnie kolorowe wspomnienia, które zaplatały się w pamięci komputera...
Ale nie da się ukryć, jesień rozgościła się na dobre, króluje za oknem, rządzi we wnętrzach i na blogach. Do naszych czterech kątów też się zakradła, choć jak zawsze dyskretnie, bo jesienne oranże i żółcie (mimo przedostatniego postu :) nigdy nie były moimi ulubionymi kolorami. Są za to jak zawsze delikatne fiolety i różowości, bo - jak już wspominałam we wcześniejszym poście - pojawiły się u nas wrzosy, jak co roku przede wszystkim jasnoróżowe, moje ulubione.
Są też brązy, bo ja - jak mówi M. - jestem jak dzik, nie umiem po prostu iść na spacer, o nie. Ja muszę a to podnieść gałązkę, a to wydłubać z łupinki (tak to się nazywa?) kasztana, poszukać szyszek i żołędzi... a potem znoszę te cuda do domu i układam po kątach :) Ale w tym roku brązów mam jeszcze więcej - bo nie dość, że w każdym kącie suszą się orzechy, to i po raz pierwszy sama zabrałam się za grzyby zamiast wyłudzać po rodzinie - więc suszę i marynuję z zapałem :) I bardzo jestem ciekawa rezultatów, oby się udało, bo ja grzybożerca jestem i zapłakałabym się, jakby się tyle pyszności mi zmarnowało :D A szyszek całą skrzynkę przywiozłam jeszcze z wakacji w celu wykonania ozdób świątecznych... ale na razie i w takiej formie fajnie dekorują :)
Znikają też letnie wesołe barwy, kolorowe poduszki, lampioniki i wazoniki chowam do przyszłego roku, wyciszam i uspokajam wnętrze... i pojawia się szarość. Jest z nami oczywiście na co dzień, bo naturalny len na kanapie i większości innych miejsc do siedzenia, szare obicie łóżka i szare tonacje starego drewna tworzą u nas stałą neutralną bazę.
Ale w chłodniejszych miesiącach wyciągam szare i srebrne dekoracje, a niedawno doszło kilka innych szarości, w sam raz na początek jesieni. Pamiętacie pufowe szaleństwo? U mnie pojawił się wtedy turkusowy - i nadal jestem bardzo z tego wyboru zadowolona, piękny kolor, wygodny i do tego ta cudowna faktura sznurkowej plecionki! Ale niedawno pojawiły się te pufy w sprzedaży raz jeszcze, w dodatku w jeszcze rozsądniejszej cenie, i... zapragnęłam jeszcze jednego dzierganego cuda :) Bo poprzednio wersja najciemniejsza (być może z winy sklepowego oświetlenia, a być może to zależało od partii towaru?) wydała mi się raczej granatowa, a to nie całkiem mi pasowało. A tym razem spojrzałam i ze zdziwieniem zobaczyłam całkiem ładną szarość! I wykombinowałam, że schowam poprzednie turkusowe pokrycie razem z letnimi poszewkami, a puf dostanie nowy pokrowiec :) A nadprogramowe kuleczkowe wypełnienie wykorzystam do własnych projektów, o :)) I tym sposobem pojawił nam się nieco bardziej męski akcent we wnętrzu... piękny jest!!
Swoją drogą ciekawe, czy gdybym poprzednio też zobaczyła taki kolor, to potrafiłabym wybrać między nim i turkusem :)
A w planach mam jeszcze jeden szary drobiazg, ale chwilowo pozostaje na liście marzeń... za to zupełnym absolutnie przypadkiem zrealizowałam inne, dawne marzenie :) Kiedyś na jakimś skandynawskim blogu zobaczyłam ładną zimowo-świąteczną stylizację, w której jeden szczegół przykuł moją uwagę - lampion z posrebrzanego i postarzanego szkła (tzw mercury glass), od którego zaczęło się moje znane chyba wszystkim uwielbienie dla takich właśnie rzeczy... od kilku lat na Święta obwieszam mieszkanie tak właśnie zdobionymi moimi ukochanymi bombkami, a na zeszłoroczne udało mi się kupić ten słodki lampionik u Mimi... ale ostatnio wpadł mi w ręce identyczny jak na wspomnianej fotce, w dodatku w sympatycznej po przecenie cenie :) Stał sobie bidulek samotnie w kącie i aż mi się oczy zaświeciły jak go zobaczyłam... Czy ja już pisałam, że kocham TKmaxx'a? :) Niniejszym ogłaszam, że więcej nic w tym klimacie już nie kupię, mam wszystko co chciałam!
Ponadto udział wzięły: pokrywka od starej skrzynki (co stało się z jej resztą pokażę niebawem... tak, tak, znów obiecuję, ale tym razem poważnie :), zdobycze ze spacerów do parku i jelonek, który też jest zapowiedzią pewnej dekoracji :)
A tak już to wygląda, gdy relaksuję się przy blasku świec :)
To taka tylko pierwsza, na szybko aranżacja była... na kolejne zabrakło czasu, bo jak wspomniałam niestety życie nie składa się z samych miłych chwil... ale mam nadzieję, że niedługo znajdę czas na coś wymyślniejszego - to i pokażę oczywiście :)
Pozdrawiam,
ushii
Ale nie da się ukryć, jesień rozgościła się na dobre, króluje za oknem, rządzi we wnętrzach i na blogach. Do naszych czterech kątów też się zakradła, choć jak zawsze dyskretnie, bo jesienne oranże i żółcie (mimo przedostatniego postu :) nigdy nie były moimi ulubionymi kolorami. Są za to jak zawsze delikatne fiolety i różowości, bo - jak już wspominałam we wcześniejszym poście - pojawiły się u nas wrzosy, jak co roku przede wszystkim jasnoróżowe, moje ulubione.
Są też brązy, bo ja - jak mówi M. - jestem jak dzik, nie umiem po prostu iść na spacer, o nie. Ja muszę a to podnieść gałązkę, a to wydłubać z łupinki (tak to się nazywa?) kasztana, poszukać szyszek i żołędzi... a potem znoszę te cuda do domu i układam po kątach :) Ale w tym roku brązów mam jeszcze więcej - bo nie dość, że w każdym kącie suszą się orzechy, to i po raz pierwszy sama zabrałam się za grzyby zamiast wyłudzać po rodzinie - więc suszę i marynuję z zapałem :) I bardzo jestem ciekawa rezultatów, oby się udało, bo ja grzybożerca jestem i zapłakałabym się, jakby się tyle pyszności mi zmarnowało :D A szyszek całą skrzynkę przywiozłam jeszcze z wakacji w celu wykonania ozdób świątecznych... ale na razie i w takiej formie fajnie dekorują :)
Znikają też letnie wesołe barwy, kolorowe poduszki, lampioniki i wazoniki chowam do przyszłego roku, wyciszam i uspokajam wnętrze... i pojawia się szarość. Jest z nami oczywiście na co dzień, bo naturalny len na kanapie i większości innych miejsc do siedzenia, szare obicie łóżka i szare tonacje starego drewna tworzą u nas stałą neutralną bazę.
Ale w chłodniejszych miesiącach wyciągam szare i srebrne dekoracje, a niedawno doszło kilka innych szarości, w sam raz na początek jesieni. Pamiętacie pufowe szaleństwo? U mnie pojawił się wtedy turkusowy - i nadal jestem bardzo z tego wyboru zadowolona, piękny kolor, wygodny i do tego ta cudowna faktura sznurkowej plecionki! Ale niedawno pojawiły się te pufy w sprzedaży raz jeszcze, w dodatku w jeszcze rozsądniejszej cenie, i... zapragnęłam jeszcze jednego dzierganego cuda :) Bo poprzednio wersja najciemniejsza (być może z winy sklepowego oświetlenia, a być może to zależało od partii towaru?) wydała mi się raczej granatowa, a to nie całkiem mi pasowało. A tym razem spojrzałam i ze zdziwieniem zobaczyłam całkiem ładną szarość! I wykombinowałam, że schowam poprzednie turkusowe pokrycie razem z letnimi poszewkami, a puf dostanie nowy pokrowiec :) A nadprogramowe kuleczkowe wypełnienie wykorzystam do własnych projektów, o :)) I tym sposobem pojawił nam się nieco bardziej męski akcent we wnętrzu... piękny jest!!
Swoją drogą ciekawe, czy gdybym poprzednio też zobaczyła taki kolor, to potrafiłabym wybrać między nim i turkusem :)
A w planach mam jeszcze jeden szary drobiazg, ale chwilowo pozostaje na liście marzeń... za to zupełnym absolutnie przypadkiem zrealizowałam inne, dawne marzenie :) Kiedyś na jakimś skandynawskim blogu zobaczyłam ładną zimowo-świąteczną stylizację, w której jeden szczegół przykuł moją uwagę - lampion z posrebrzanego i postarzanego szkła (tzw mercury glass), od którego zaczęło się moje znane chyba wszystkim uwielbienie dla takich właśnie rzeczy... od kilku lat na Święta obwieszam mieszkanie tak właśnie zdobionymi moimi ukochanymi bombkami, a na zeszłoroczne udało mi się kupić ten słodki lampionik u Mimi... ale ostatnio wpadł mi w ręce identyczny jak na wspomnianej fotce, w dodatku w sympatycznej po przecenie cenie :) Stał sobie bidulek samotnie w kącie i aż mi się oczy zaświeciły jak go zobaczyłam... Czy ja już pisałam, że kocham TKmaxx'a? :) Niniejszym ogłaszam, że więcej nic w tym klimacie już nie kupię, mam wszystko co chciałam!
Ponadto udział wzięły: pokrywka od starej skrzynki (co stało się z jej resztą pokażę niebawem... tak, tak, znów obiecuję, ale tym razem poważnie :), zdobycze ze spacerów do parku i jelonek, który też jest zapowiedzią pewnej dekoracji :)
A tak już to wygląda, gdy relaksuję się przy blasku świec :)
To taka tylko pierwsza, na szybko aranżacja była... na kolejne zabrakło czasu, bo jak wspomniałam niestety życie nie składa się z samych miłych chwil... ale mam nadzieję, że niedługo znajdę czas na coś wymyślniejszego - to i pokażę oczywiście :)
Pozdrawiam,
ushii