Quantcast
Channel: USHII ★ LANDIA. celebrating the little things
Viewing all 126 articles
Browse latest View live

Pożegnanie lata, powitanie jesieni...

$
0
0
Spóźnione oczywiście, ten post miał się ukazać wraz z nadejściem astronomicznej jesieni, ale czasem nie wszystko w życiu dobrze się układa... Ech, jeszcze garść letnich fotek, jeszcze ostatnie kolorowe wspomnienia, które zaplatały się w pamięci komputera...


Ale nie da się ukryć, jesień rozgościła się na dobre, króluje za oknem, rządzi we wnętrzach i na blogach. Do naszych czterech kątów też się zakradła, choć jak zawsze dyskretnie, bo jesienne oranże i żółcie (mimo przedostatniego postu :) nigdy nie były moimi ulubionymi kolorami. Są za to jak zawsze delikatne fiolety i różowości, bo - jak już wspominałam we wcześniejszym poście - pojawiły się u nas wrzosy, jak co roku przede wszystkim jasnoróżowe, moje ulubione.


Są też brązy, bo ja - jak mówi M. - jestem jak dzik, nie umiem po prostu iść na spacer, o nie. Ja muszę a to podnieść gałązkę, a to wydłubać z łupinki (tak to się nazywa?) kasztana, poszukać szyszek i żołędzi... a potem znoszę te cuda do domu i układam po kątach :) Ale w tym roku brązów mam jeszcze więcej - bo nie dość, że w każdym kącie suszą się orzechy, to i po raz pierwszy sama zabrałam się za grzyby zamiast wyłudzać po rodzinie - więc suszę i marynuję z zapałem :) I bardzo jestem ciekawa rezultatów, oby się udało, bo ja grzybożerca jestem i zapłakałabym się, jakby się tyle pyszności mi zmarnowało :D A szyszek całą skrzynkę przywiozłam jeszcze z wakacji w celu wykonania ozdób świątecznych... ale na razie i w takiej formie fajnie dekorują :)


Znikają też letnie wesołe barwy, kolorowe poduszki, lampioniki i wazoniki chowam do przyszłego roku, wyciszam i uspokajam wnętrze... i pojawia się szarość. Jest z nami oczywiście na co dzień, bo naturalny len na kanapie i większości innych miejsc do siedzenia, szare obicie łóżka i szare tonacje starego drewna tworzą u nas stałą neutralną bazę.

Ale w chłodniejszych miesiącach wyciągam szare i srebrne dekoracje, a niedawno doszło kilka innych szarości, w sam raz na początek jesieni. Pamiętacie pufowe szaleństwo? U mnie pojawił się wtedy turkusowy - i nadal jestem bardzo z tego wyboru zadowolona, piękny kolor, wygodny i do tego ta cudowna faktura sznurkowej plecionki! Ale niedawno pojawiły się te pufy w sprzedaży raz jeszcze, w dodatku w jeszcze rozsądniejszej cenie, i... zapragnęłam jeszcze jednego dzierganego cuda :) Bo poprzednio wersja najciemniejsza (być może z winy sklepowego oświetlenia, a być może to zależało od partii towaru?) wydała mi się raczej granatowa, a to nie całkiem mi pasowało. A tym razem spojrzałam i ze zdziwieniem zobaczyłam całkiem ładną szarość! I wykombinowałam, że schowam poprzednie turkusowe pokrycie razem z letnimi poszewkami, a puf dostanie nowy pokrowiec :) A nadprogramowe kuleczkowe wypełnienie wykorzystam do własnych projektów, o :)) I tym sposobem pojawił nam się nieco bardziej męski akcent we wnętrzu... piękny jest!!


Swoją drogą ciekawe, czy gdybym poprzednio też zobaczyła taki kolor, to potrafiłabym wybrać między nim i turkusem :)


A w planach mam jeszcze jeden szary drobiazg, ale chwilowo pozostaje na liście marzeń... za to zupełnym absolutnie przypadkiem zrealizowałam inne, dawne marzenie :) Kiedyś na jakimś skandynawskim blogu zobaczyłam ładną zimowo-świąteczną stylizację, w której jeden szczegół przykuł moją uwagę - lampion z posrebrzanego i postarzanego szkła (tzw mercury glass), od którego zaczęło się moje znane chyba wszystkim uwielbienie dla takich właśnie rzeczy... od kilku lat na Święta obwieszam mieszkanie tak właśnie zdobionymi moimi ukochanymi bombkami, a na zeszłoroczne udało mi się kupić ten słodki lampionik u Mimi... ale ostatnio wpadł mi w ręce identyczny jak na wspomnianej fotce, w dodatku w sympatycznej po przecenie cenie :) Stał sobie bidulek samotnie w kącie i aż mi się oczy zaświeciły jak go zobaczyłam... Czy ja już pisałam, że kocham TKmaxx'a? :) Niniejszym ogłaszam, że więcej nic w tym klimacie już nie kupię, mam wszystko co chciałam!


Ponadto udział wzięły: pokrywka od starej skrzynki (co stało się z jej resztą pokażę niebawem... tak, tak, znów obiecuję, ale tym razem poważnie :), zdobycze ze spacerów do parku i jelonek, który też jest zapowiedzią pewnej dekoracji :)

A tak już to wygląda, gdy relaksuję się przy blasku świec :)


To taka tylko pierwsza, na szybko aranżacja była... na kolejne zabrakło czasu, bo jak wspomniałam niestety życie nie składa się z samych miłych chwil... ale mam nadzieję, że niedługo znajdę czas na coś wymyślniejszego - to i pokażę oczywiście :)
Pozdrawiam,
ushii

Jesienne smakołyki

$
0
0
W zasadzie to dobre są przez cały rok, ale jakoś z jesienią mi się kojarzą i właśnie jesienią najczęściej je robię... i gdy kilka tygodni temu chciałam sobie zerknąć w przepis, czy wszystko dobrze pamiętam - ze zdziwieniem stwierdziłam, ze jeszcze nie ma go na blogu! No to nadrabiam niedopatrzenie i polecam się skusić bo roboty tyle co nic, a efekt bardzo miły dla kubeczków smakowych :) O czym mowa? O doskonałych ciasteczkach owsianych, które smakują nawet tym, którzy w innej postaci płatków owsianych nie tykają!


Ta urocza puszka zawierała w sobie w oryginale angielskie ciasteczka sprzedawane z okazji narodzin królewskiego potomka... moje ciastka są w nim tylko chwilowo, bo ze względu na zdobiące  je motywy zawłaszczyłam ją i zamierzam wykorzystać do przechowywania różnych drobiazgów i pamiątek z pierwszych miesięcy życia A. Ha, robię się sentymentalna :D

Wróćmy jednak do samych ciasteczek...

Ciasteczka owsiano-słonecznikowe
(lub z dowolnymi innymi ziarnami lub dodatkami*)
  • 1 i 1/3 szkl. maki
  • 1 szkl. płatków owsianych
  • 1 szkl. ziaren słonecznika
  • 1 kostka miękkiego masła (200g)
  • ok. 3/4 szkl. (lub mniej) cukru; można też zastąpić go brązowym lub miodem - wg upodobania)
  • 1 opak. cukru waniliowego
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
1. Ziarna uprażyć na suchej patelni na złoto. W tym czasie masło zmiksować z cukrami i proszkiem do pieczenia.
2. Dodać przestudzone ziarna, płatki owsiane, szczyptę soli, wymieszać. Wsypać mąkę i zagnieść ciasto - ma być miękkie i tłuste.
3. Lepić małe kulki (wielkości orzechów włoskich) i układać na blasze lekko spłaszczając. Piec w 175C ok. 15 min. Po wyjęciu z piekarnika są bardzo kruche, dopiero po ostygnięciu sztywnieją, dlatego lepiej zsuwać je z blachy z razem z papierem (jeśli kładziemy drugą partie).

Robi się je prosto i błyskawicznie, a z podanej porcji mi wychodzą 2 blachy ciasteczek, więc jest co pochrupać :) A zamiast słonecznika można zwiększyć po prostu ilość płatków czy dosypać inne ulubione dodatki... ale słonecznik jest fajny, po uprażeniu ma orzechowy posmak - polecam.
Można też jak widać na moim zdjęciu dodatkowo dołożyć np rodzynki itp.
Przepis niegdyś zamieszczony w Galerii Potraw przez Giezika.

A skoro o smakołykach dziś mowa - na jesień chciałabym przypomnieć i polecić Państwa uwadze kilka innych klasyków  :D Po o wiele więcej przepisów na pyszności jak zawsze zapraszam TUTAJ:)


Pozdrawiam,
ushii

PS
Mam nadzieję, że wszystko dobrze się opublikuje i będzie widoczne, bo publikuje się samo... jakby nie, to proszę o alarm :)

Szczególny dzień...

$
0
0
Tym razem powinien być wyjątkowy post, tak jak wyjątkowy niedawno był dla nas pewien dzień. Jednak te najważniejsze chwile i myśli zachowam dla siebie, wybaczcie :) Wyznam wam tylko jedno...

Dzieci - cóż, zakładałam, że kiedyś pewnie będę miała; ale zawsze były odległym planem, zawsze "może jeszcze nie dziś", bo w głębi ducha uważałam, że zbyt jestem leniwa, zbyt niesystematyczna, zbyt sama ciągle dziecinna i nie dość odpowiedzialna... i wciąż odsuwałam tą decyzję. Dziś nadal wiem, że cierpliwość, systematyczność i wiele innych zalet nigdy nie będzie mnie dotyczyć, ale... dziś  - choć wiem jak być może banalnie i patetycznie to zabrzmi - nie wyobrażam sobie życia bez A., dziś z radością wspominam ostatnie 12 miesięcy - każdy ich niesamowity dzień :)

Choć kwiaty nie były dla mnie to jakoś wszystkie były w moich ulubionych różowościach :P    

Tak, tak, to już - bo chociaż celebrowałam i cieszyłam się każdą chwilą, choć starałam się by nie umknęła mi żadna drobnostka - czas i tak płynął. I A. skończyła kilka dni temu roczek! Zatem były życzenia, byli mili goście, A. rozdawała wszystkim buziaki i oczywiście robiła furorę :D No i były naturalnie też kwiaty, prezenty i słodkości :) I po tym przydługim wstępie właśnie kwiaty - to ta fotka powyżej, by nie było znów zupełnie kulinarnie :) - i słodkości dziś pokażę... zdjęcia wyszły nieco przepalone, lecz cóż, powtórzyć ich już się nie da :) Były zatem wiśniowe tartinki...

Tartinki z wiśniami
Wykonanie banalne, w sumie identyczne jak w przepisie z linka - schłodzone ciasto rozwałkować i wyciąć krążki ciasta, wylepić nimi foremki, w każdej ułożyć kilka wiśni z nadzienia, z reszty ciasta wyciąć ozdobny kształt - u mnie gwiazdka - i położyć na ciastkach lekko przylepiając do ich krawędzi, posmarować śmietaną i posypać cukrem i np. pokruszonymi płatkami migdałowymi (uwaga - ciasto jest mało słodkie, wiśnie też, więc ten cukier na wierzchu się przyda :).


Była też szarlotka - hmm, jakoś tak wyszło, że chyba pierwszy raz zapiekałam jabłka pod bezą? Spójrzmy prawdzie w oczy, jestem kruszonkowym maniakiem :D

Tarta szarlotkowa z bezową pierzynką
beza:
  • 2 białka (lub trzy zależnie od wielkości foremki)
  • 100gr cukru
  • odrobina soku z cytryny
1. Wykonanie ciasta i nadzienia identyczne jak w powyższym linku, tylko tym razem wykorzystałam je do upieczenia jednego dużego ciasta - ta ilość spokojnie wystarczy na średnią formę do tarty, natomiast ilość nadzienia warto co najmniej podwoić.
2. Spód można delikatnie podpiec (ok. 10 minut), ale chyba nie jest to konieczne. Ciasto z nadzieniem piec ok 50 minut w 180C - 10 minut przed końcem wyjąć i nałożyć ubitą na sztywno pianę z białek (do ubitej już piany trzeba stopniowo dodawać cukier, na koniec wmieszać delikatnie odrobinę soku z cytryny).

Tort i dmuchanie świeczki też oczywiście było... a potem, w już bez weekendowych gości, w właściwym dniu, było jeszcze raz, na maleńkim torciku :) Ach, tylko że pisząc tort, mówię o czymś innym, niż zwykle każdy ma na myśli :P Bo biszkoptów przekładanych kremami szczerze nie znoszę, mdli mnie po pierwszym gryzie... i od dawna jest u mnie w domu tradycja "tortu" czyli sernika na zimno :)


Przepis i wykonanie - niezmiennie z tego przepisu, bije wszystkie inne na głowę :)

Drugi raz z rzędu jest tutaj kulinarnie, a miałam wnętrzarskie różności pokazywać, wiem :) Ale mój wszędobylski łazik utrudnia mi nieco robienie fotek, więc... oby w weekend była pogoda, to może w końcu coś obfocę :) Ale! Podczas wczorajszej drzemki złapałam w kadr przynajmniej kuchnię, więc niebawem zrealizuję kolejną obietnicę! Teraz taka mała zapowiedź (oczywiście też z kwiatami urodzinowymi kupowanymi pod mamusię :P):


Pozdrawiam,
ushii

2,50 czyli o mocy pocieszaczy

$
0
0
Czasem wystarczy piękny widok, promyk słońca wśród liści albo czyjaś niespodziewana miła wizyta, zawsze skutkuje też szelmowski uśmiech A... ale czasem bywa to też coś namacalnego - zawsze niewielkiego i "za grosik". Bo jak każdy miewam gorsze chwile - i często ktoś ratuje mnie wtedy małym pocieszaczem, drobiazgiem na poprawę humoru, zwanym u nas "pierdółką" :D Dziś będzie właśnie o pierdółkach...
 
Takie rozweselacze jak poniżej lubi pewnie niejedna z zaglądających tu osób? To one właśnie kryją się za tytułem dzisiejszego posta: wpadły Mamie w ręce, kosztowały całe 2,50... cóż, wiedziała, że się ucieszę :) BTW, jakie wyczucie trendów u sprzedawcy, miał tylko te dwie akurat w takim modnym zestawieniu miętowo-koralowym...


Szpulki z takimi starymi nićmi lubię - to powszechnie wiadomo, tak samo jak wiadomo, że lubię muchomorki... i niedawno dostałam aż dwa, dziś taki post również o parach jak widać :) Najpierw maleństwo, które dostałam od M.; zasadniczo jest gumką i temperówką w jednym i - przypadkiem bardzo tematycznie - zagościło w kąciku do pracy...


A niedawno dołączyła lampka. Pamiętacie moje króliczki? Teraz doszedł grzybek. Tak samo jak uszaty za całe 6zł. Muszę w nim tylko zmienić diodę, bo obecna świeci się zmieniając co jakiś czas delikatnie kolor a wolałabym zwykłą białą - nie wiem tylko gdzie szukać czegoś takiego...


Już znalazł sobie miejsce w kąciku dziennym, który niebawem tu zagości w szerszej odsłonie, bo ostatnimi czasy sporo w nim się pozmieniało!  Tylko jak znalazłam chwilę na zrobienie zdjęć to się rozpadało :/ Dlatego dziś jedynie taka mała zajawka z frontu robót...




Co do tego ostatniego zdjęcia - lubicie stare zabawki? Ja owszem, ale chyba tylko samochodziki i gry, a lalek, misiów i tym podobnych ani trochę, nie lubię ich nawet dotykać za bardzo, nie wiem dlaczego :)  Z jednym małym wyjątkiem - wańkę wstańkę uwielbiam i sama nie wiem dla kogo ją bardziej kupiłam, dla siebie czy dla A. :D Ha, taki powiew poprzedniego ustroju :P I pewnie nie każdemu się spodoba, ale cóż... mnie poprawiła humor :) A stare zabawki tak w ogóle ostatnio jakoś kleją się do mnie seryjnie, bo niedawno wzbogaciłam się jeszcze o dwie, lecz chyba pokażę je już w ich miejscach docelowych, ciekawe, czy znajda się tacy, którym się spodobają :D A dziś, zamiast nich, na zakończenie pokażę ostatniego, wczorajszego pocieszacza, remedium doskonałe na burą aurę za oknem i na coś, co usłyszałam wczoraj i wciąż myślę czy zdenerwować się tym, czy nie...


Któż zgadnie co to? Maleńka metalowa skrzyneczka na... przybory krawieckie :) A w środku wszystko pod kolor różowiutkie - malusie nożyczki, prujki, igielniki i co tam jeszcze :) Urocze, warto czasem bez powodu zajrzeć do pasmanterii, żałowałam jedynie, że tylko jedna sztuka była, bo bym i Mamie i komuś jeszcze pewnie kupiła :)

Pozdrawiam! I ubierajcie się ciepło, bo złota jesień chyba postanowiła nas opuścić, przynajmniej u mnie jest nieciekawie :(
ushii

Słodki powrót

$
0
0
Znów długa, nieplanowana absencja. Cóż, w życiu bywa czasem z górki, a czasem niestety bardzo pod górkę, gdy ktoś bliski cierpi, nie ma czasu ani ochoty na robienie zdjęć, pisanie ani nawet zaglądanie na inne blogi - choć wiem, że na pewne sprawy niestety nie ma się wpływu i ciągłe zamartwianie się nikomu i tak tu nie pomoże... Ale wczoraj upiekłam coś słodkiego i odetchnęłam troszkę. A że niedawno wpadła mi przypadkiem w ręce urocza paterka, to zrobiłam zdjęcia :) Hm, mam nadzieję, że choć trochę ktoś tu za mną tęsknił :D



Babeczki maślankowe, na któreprzepis podawałam tutaj wieki temu - to nasza klasyka "na już" bo robi się je w dosłownie kilka minut, więc często się u nas pojawiają; tym razem nadzienie było jabłkowe (takie jak tutaj). A nowa paterka - słodka, niewielka i na dokładkę dość tania, bo kosztowała 25zł - a spodobała mi się jakiś czas temu taka sama w jakimś sklepie w necie w sporo wyższej cenie - lubię takie okazje :) Wiem, że w zasadzie charakter ma raczej wiosenny, a teraz pokazywać powinnam swoje dekoracje zimowe, ale... od czegoś trzeba zacząć :) A dekoracje pokażę jak tylko wyjdzie słońce, bo choć tutaj mnie nie było, to cos tam w domu mimo wszystko działałam... Dziś jeszcze tylko druga słodkość na poprawę humoru, tym razem w bardziej słusznej o tej porze roku jesiennej aranżacji...

Pamiętacie ciasteczka owsiano-słonecznikowe? Okazało się, że dużo osób zna i lubi ten przepis, ale wiele też wypróbowało go po raz pierwszy i było zachwycone. Dlatego dziś dorzucę jeszcze jedne owsiane pyszności - w dodatku takie, że niezorientowani mogą nawet nie zauważyć, że jedzą płatki :)


Kruche ciasteczka owsiane
  • 1 szkl. mąki pszennej
  • 1 szkl. płatków owsianych górskich (ewentualnie błyskawicznych)
  • niecałe 1/2 szkl. cukru
  • 1/2 kostki masła (tej tradycyjnej - czyli 125g)
  • ekstrakt waniliowy i cynamon (po 1/2 łyżeczki) - opcjonalnie
  • 1 jajko
1. Zmiksować płatki owsiane na drobny proszek (ja robię to blenderem, bo malaksera brak - a w nim można zrobić całe ciasto jeszcze szybciej). Dosypać do mąki, dodać cukier i pokrajane na kawałeczki masło i szybko zagnieść. Na koniec dodać jajko i - jeśli mamy ochotę - ulubione korzenne przyprawy itp - ja na ogół dodaję ekstrakt waniliowy i cynamon. Zawinąć w folię spożywczą i schłodzić (ok. 30 min.); najlepiej podzielić ciasto na dwie części i pojedynczo wyjmować z lodówki, wtedy nie ogrzeje się za szybko.
2. Wałkować podsypane delikatnie mąką ciasto na grubość ok. 0,5cm i wykrawać ciasteczka - z podanej proporcji wychodzi ok. 2 blaszek. Układać ciasteczka na blasze wyłożonej papierem (można ciasno, nie rosną) i piec ok 15 min. w 170C. Przestudzić najlepiej na kratce i odganiać takich różnych, co nie mogą się doczekać aż ciasteczka przestygną :)
Smacznego i do zobaczenia niebawem :)
ushii

Dekoracje zimowo-świąteczne 2013, część I

$
0
0

Sypnęło trochę śniegiem, grudzień tuż, tuż, więc to dobra por na pokazanie dekoracji zimowych i około-bożonarodzeniowych. Choć nie da się ukryć, że w tym roku przygotowania do Świat zaczęłam dość wcześnie - pokazywałam Wam już np. świeczniki... I na tym się nie skończyło, od tamtej pory nabyłam kilka innych jeszcze dekoracji... Najpierw wpadła mi w ręce gwiazdka:



I wisi tak już z półtora miesiąca, bo jest tak urocza, ze uznałam, ze może całą późną jesień i zimę powisieć :) Potem zobaczyłam ten wianek i... no musiałam. Gwiazdki dowiesiłam mu oczywiście sama, sa pokryte folia tablicowa, więc napisać coś też na nich można... Trochę może smutno wygląda, ale z dekorowaniem naprawdę świątecznym czekam jednak na grudzień, a jesienne drobiazgi są już zdjęte - a poza tym to w zasadzie jest uchwyt na kartki pocztowe i taka tablica memo... no więc, gdy ktoś miał ochotę pomóc mi ją zapełnić i stworzyć wianek z kartek świątecznych to ja chętnie :P


Przybyły też dwie rzeczy, hmm, modne? Jedną pokażę następnym razem (bo jak zobaczyłam ile zdjęć mi wpadło do jednego posta to stwierdziłam, że przy moim gadulstwie muszę go podzielić na dwa... ekhm, a przecież jeszcze nie zaczęłam tak naprawdę świątecznie dekorować! :). A druga to taca. Powtarzające się na wielu zdjęciach metalowe tace ze wzorami, marokańskie (lub tylko je udające) podobały mi się od dawna tak jak wielu z Was - ale cena kilkuset złotowa już nie. Dałam sobie spokój z tematem. I wtedy w sklepie odwiedzonym tak przypadkowo, że bardziej chyba nie można (w poszukiwaniu toalety!) wpadł mi w oko stojący sobie samotnie stoliczek... pal sześć nóżki, ale blat to w rzeczywistości była taka właśnie taca. Za 60zł. Zaszalałam...



I zadowolona jestem bardzo, mam fajne miejsce na świeczki i inne sezonowe dekoracje - tu w wydaniu przedświątecznym już prawie, z dużym cudnym janczarem z tkmaxxa - to chyba moja ulubiona dekoracja w tym roku! Razem z nim kupiłam też serduszko z malutkich janczarków widoczne na pierwszym zdjęciu w poście.

Kupiłam też świeczki, wreszcie mam świeczki adwentowe nie-samoróbki. Na jesieni zajrzałam do Ikei i upolowałam na wyprzedaży ostatni komplet - za 6zł! Byłam bardzo zadowolona z siebie, że udało mi się jeszcze na nie załapać... a gdy byłam tam kolejny raz, już w listopadzie - okazało się, że stoi tego cała paleta :D W każdym razie do świeczek nabyłam też coś, na co czaiłam się już jakiś czas, ale jak już znajdowałam, to jakoś cena była nie za ciekawa... a tym razem sprzedawca był tak wspaniałomyślny i szczodry, że od razu nabyłyśmy z mamą dwie sztuki - za całe 20zł - i jesteśmy wielce ukontentowane :) Mowa oczywiście o starej szufladce od maszyny - razem ze świecami będzie z tego ładny stroik (pokażę następnym razem), a po Świętach - też ta szufladka mi się przyda, więc bardzo się cieszę z tego zakupu :)


Wczoraj powstał też szybki wianek -  na drzwi wejściowe od zewnątrz. W miejscu docelowym nie pokażę, bo nie ma jak, ale ładnie ta szarośc odcina się od ciemnych drzwi i na klatce też trochę weselej się zrobiło :)
Wianek 5-minutowy :)
Wystarczy:
  • kilka sztucznych gałązek (u mnie jakiś starych, niewykorzystanych)
  • baza (u mnie od zeszłorocznego) wianka, lub zwykłe kółko z drutu grubo owinięte skręconą w rulon gazetą
  • pistolet z klejem... i voila, gotowe :)



Kolejne dekoracje - jak wspomniałam już następnym razem, bardzo niebawem :) Ha, miało nie być prawie nic nowego w tym roku - a jakoś tego sporo się narobiło. No i mam też nowy kalendarz adwentowy oczywiście, też pokażę :) Ale... pomyślałam, że skoro do tego poprzedniego i tak już nie wrócę (bo prawie co roku staram się nowy wymyślić przecież) - to może ktoś z Was miałby na niego ochotę? Co prawda trochę już późno, ale może na początek grudnia jeszcze zdąży dotrzeć do ewentualnego nabywcy :) Dlatego kalendarz (i kilka innych drobiazgów przy okazji) wrzuciłam do mojego zakątka wyprzedażowego.

Pozdrawiam,
ushii

Na rogato i bogato, czyli dekoracji światecznych ciąg dalszy :)

$
0
0
Lubicie figurki, czy to dla Was raczej kicz? Przyznam, że nie lubię wystawek aniołków, porcelanowych lalek i innych takich... ale czasem wpadnie mi do ręki taka, że i ja odmówić sobie nie mogę ;P Bo lubię jelonki na Boże Narodzenie i lubię zające na Wielkanoc. Jak przed chwilą policzyłam, to mam już tej zwierzyny wszelakiej chyba ponad 15 sztuk! Trudno, w święta mam w domu kiczowato :)

Pokazywałam już przy okazji poprzednich świąt jelonki szare, białe, brokatowe... A w tym roku, jeszcze latem (bo jak wspominałam wyjątkowo wcześnie tym razem zaczęłam świąteczne przymiarki :), dołączyły do kolekcji kolejne. Miałam na nie chęć co najmniej od dwóch lat, ale nigdzie nie mogłam upolować takich jakie sobie wymyśliłam: starych zabawek, wyglądających jak prawdziwe zwierzęta. Cóż, prawdziwego vintage nadal nie mam, ale przynajmniej drugą część udało się zrealizować :) Do tego maleńka stara dzieża, nieco mchu i...


Z pewnością kicz, ale uroczy :) Oczywiście inne jelonki też ulokowałam w różnych kącikach, nie wszystkie naturalnie, bo po weekendowym "przeglądzie wojsk" (i kolejnych zakupach niestety też!) uznałam, że czas z niektórymi się pożegnać (częściowo już pojawiły się w kąciku wyprzedażowym, razem z innymi ozdobami - nie tylko świątecznymi, a będą jeszcze niebawem dokładki, więc zaglądajcie, zapraszam :), inne schowałam z powrotem do pudła, może użyję ich za rok... A nasze mieszkanie po weekendzie opanowało przede wszystkim stadko, ekhm, skandynawsko - chińskich rogaczy... ha, będzie ciekawostka :)

A było tak. Jakiś czas temu kupiłyśmy sobie z Mamą jelonki, które chodziły za mną od zeszłego roku, firmy House Doctor. Nie mogłam zdecydować: leżące czy stojące (czemu producent nie sprzedaje mieszanych parek?!), wreszcie kupiłam te pierwsze, bo na "pana jelenia" był pomysł całorocznej dekoracji, a tylko leżący mi się w docelowym miejscu mieści. Ale w ostatni weekend byłam w markecie budowlanym - tego, po co pojechałam oczywiście nie było, ale przechodziłam kolo stoiska świątecznego... A skoro niczego tam specjalnie nie szukałam, to od razu rzuciły mi się w oczy - stały sobie takie dwa cuda. Proces wewnętrznej walki z miałaś-już-nic-nie-kupować był krótki: "O, ładne, spore (a takie wolę), więc... hmm, i kurcze, jakieś takie podobne, bardzo nawet? O, i jeszcze elegancko przecenione! No... dobrze, ale na tym koniec!" :D A w domu - okazało się, że nie podobne, a identyczne. Stojące jelonki dokładnie takie same jak od duńskiego HD. Tylko srebrne :) I cóż, jednemu wystarczy zmyć farbkę, dołożyć leżącą łanię i będę jednak miała tą swoją mieszaną parkę. Wstępnie prezentuje się tak (jeszcze srebrny, bo dopiero jutro go będę wykańczać)...


I w szerszym ujęciu (btw, chyba ciągle nie pokazałam jak zmieniła się ścianka z lustrami?):


A drugi jelonek to nawet taki srebrny zostanie, bo... no fajnie wg mnie tu wygląda, lepiej niż biały :)


Często dość zdarza mi się, że zachwycę się jakimś produktem, a potem... niejednokrotnie identyczną rzecz - nie "inspirowaną", ale dokładnie tą samą! - widzę gdzieś w zwykłym, nie wnętrzarskim sklepie, bez modnego logo ale i z ceną rozsądniejszą - tak jak w tym przypadku (a mam jeszcze kilka innych takich przykładów w domu). Wiadomo, prawie wszyscy produkują w Chinach i to nic nowego, ale... hmm. Wolałabym płacić więcej za wyjątkowość produktu, zamiast wyłącznie za firmowy znaczek... plus napis "made in China". Ale zaraz, koniec tych wynurzeń, miało być miło i przyjemnie, o świątecznych dekoracjach!

No to lecimy z tematem, bo w sypialni być może rozgości się jeszcze jeden biały rogacz :D Tym razem naprawdę stary, pamiątka rodzinna, na Święta będzie wypożyczony od Mamy M. Kiedyś w życiu bym nie przypuściła, że będę miała ochotę na takie dekoracje, ale... ponoć tylko krowa zdania nie zmienia :) No i to tylko chwilowo, do świątecznej oprawy domu... Jednak na razie w miejscu docelowym stoi i czeka na jego towarzystwo taki słój - z bombkami muchomorkami, moim kolejnym, jak pewnie niektórzy wiedzą, ulubionym świątecznym motywem :)


Wrócił też zeszłoroczny reniferek z Empiku i śliczny lampionik od Mimi, w podobnym co rok temu układzie:


Stroik ze świecami adwentowymi ze starej szufladki, zapowiadany ostatnio, niestety nie całkiem wyszedł tak jak planowałam, ale nie mam na razie właściwych materiałów, więc musi być tak jak jest... fotka oczywiście jeszcze zeszłotygodniowa, teraz jedna świeczka już trochę nadpalona :)


Jest jeszcze kilka innych drobiazgów, ale nie mam na razie kiedy ich sfotografować. No ale właśnie, wyjaśnijmy jeszcze tytuł... Że rogato to chyba widać, a dlaczego na bogato? Bo chociaż dekoracji wydawało mi się że będzie mniej niż w poprzednich latach - wiadomo, że w tym roku muszę trochę się ograniczać bo A. nie zawsze jeszcze rozróżnia mamusiowe ozdóbki i swoje zabawki - ale jakoś gdzie nie spojrzę to w każdym kąciku coś świątecznego mam :)

Życzę Wam miłych i nieśpiesznych przygotowań świątecznych,
ushii

[EDIT]
Kochani z pewnych powodów nie mogłam odpisywać na komentarze, wybaczcie. Jelonki kupiłam w Praktikerze, z tym że a) to był ostatni dzień przecen, zapłaciłam po 36zł/szt, normalnie kosztowały 63zł chyba i b) byłam potem w ich drugim sklepie i widziałam tam 1 szt trochę gorzej odlaną czy coś, więc trzeba je starannie obejrzeć ( w sumie jak wszystko inne :) przed zakupem.

Baby, it's cold outside

$
0
0
Śnieg (ok, to lubię), deszcz, mgła, zimno i wieje (a to już tylko lubię oglądać zza szyby) - do wyboru, do koloru, wszystko mamy ostatnio... a Mikołaj to przewidział, i przyniósł mi cieplutkie rękawiczki z jednym palcem, na które od dawna miałam ochotę :) A jak u Was, znaleźliście w ostatni piątkowy poranek w swoim bucie coś, co sprawiło Wam radość? U nas ostatnie dni były bardzo smutne, więc ten moment uśmiechu był mi bardzo, bardzo potrzebny...


Niestety, ta mikołajkowa niespodzianka nie ochroniła mnie przed katarem i innymi takimi przyjemnościami, więc siedzimy teraz w domu, a ja w ramach wypoczynku raczę się gorącym kakao, przeglądam ulubione książki kucharskie i zaczynam myśleć jakie słodkości upiekę w tym roku na święta - szczęśliwie część przedświątecznych spraw już załatwiłam, a porządków specjalnych nigdy nie robię, więc mogę na spokojnie oddawać się takim rozmyślaniom :) I przed chwilą przekładając te książki na kuchennej półce zauważyłam tam kolejnego rogacza :) Jak widać zbieram je nawet nieświadomie...


Ha, gdyby ktoś się zastanawiał, co przedstawia powyższe zdjęcie, to jest to... mój zeszłoroczny prezent gwiazdkowy, którym jakoś nie miałam jeszcze okazji się pochwalić... a tu kolejna Gwiazdka się zbliża! No cóż, jeszcze chwilę będzie na swoją właściwą premierą musiał poczekać :) Dziś więcej fotek nie dam rady wrzucić, gorączka i bure światło nie sprzyjają robieniu zdjęć... Uciekam pod koc! Ale wrócę tu niebawem! Apsik! :)

Pozdrawiam,
ushii

Świątecznie i słodko

$
0
0
Garść przepisów - nowych, starych... Cóż innego może być przed Świętami?

Najpierw nowość - u mnie oczywiście. Oglądałam je już od kilku lat na różnych stronach, u Marthy Stewart, u Beatki Lipov, na Cinie... i ciągle sobie obiecywałam, że zrobię... W tym roku wreszcie się udało :) Ponieważ znów trafiłam na śliczną wariację na temat - tym razem u Doroty - postanowiłam skorzystać z jej przepisu. Tak jak obiecywała - są smaczne, no i najważniejsze, nie muszą leżakować, więc polecam je i ja - i dodaję do swojej książki kucharskiej:

Piernikowe choineczki
(ok. 14 szt.)
  • 230 g masła
  • 3/4 szkl. cukru pudru
  • 1 szkl. miodu
  • 1 jajko
  • 5 szklanek mąki pszennej
  • 1 łyżeczka sody
  • 2 łyżki przyprawy do pierników
  • szczypta soli
lukier królewski:
  • 4 białka
  • 4 szkl. cukru pudru
  • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
1. Przesiać razem mąkę (można 2-4 łyżki zamienić na kakao dla koloru), sodę, przyprawę korzenną i sól. Utrzeć masło z cukrem pudrem, dodawać kolejno miód, jajko i miksować całość. Na koniec dodać suche składniki, wyrobić do otrzymania gładkiej, elastycznej masy. Uformować placek, owinąć folią spożywczą i schłodzić w lodówce przez kilka godzin lub całą noc.
2. Wałkować na grubość około 4 mm, podsypując delikatnie mąką. Wykrawać gwiazdki lub kwiatki w kilku różnych rozmiarach. Piec w 200ºC największe kształty przez około 8 minut, najmniejsze ok. 5 minut, wystudzić na kratce.
3. Ubić białka na sztywną pianę, stopniowo dodawać cukier puder cały czas ubijając. Na koniec dodać ekstrakt z wanilii.
4. Formować choinki: zaczynając od największego pierniczka kłaść na każdy łyżkę lukru królewskiego, rozprowadzić delikatnie po powierzchni piernika i przykrywając kolejnym mniejszym. Na czubku każdej choinki zrobić z małego pierniczka gwiazdkę umieszczając go pionowo. Odstawić do całkowitego wyschnięcia lukru.
Choineczki czekają już na zapakowanie, bo będą słodkimi świątecznymi upominkami... ale jedną pochłaniamy właśnie w ramach testów, pyszna jest :)


Tak przy okazji - muszę się pochwalić - śliczną maleńką paterkę dostałam
na urodziny od mojej Agusi, prawda?

Inną nowość upiekę dopiero w poniedziałek, więc jeszcze pokazać gotowej nie mogę, ale w związku z nią pokażę moje nowe foremki - większości nowych nabytków tu nie pokazuję, ale te muszę :) Moje wymarzone od kilku lat cudo, sprezentowałam je sobie sama na mój pierwszy Dzień Matki, hehe :) Będę z nią piekła jednak dopiero na te Święta. Już się na to cieszę, zobaczcie jaka jest piękna!


I jeszcze przy okazji moje nowe słodziaki tradycyjne metalowe, daaawno już takich nie kupowałam, sądziłam, że mam wszystkie wzory jakie kiedykolwiek chciałbym mieć, a jednak nie! Fotka taka trochę romantyczna, jak pod kameę robiona, ale cóż, tamtego dnia tylko na parapecie było dostatecznie jasno...


A wracając do pieczenia - zabieram się też właśnie do przygotowywania pepperkakorów, będą też serniki, makowce i cała reszta klasyki - jak co roku, bo zawsze wszyscy pytają czy aby na pewno będą i nie mogę zawieść oczekiwań :) I w tym roku będę się oddawać wyłącznie temu słodkiemu pieczeniu, bo wyjątkowo Wigilii nie będzie u nas, będziemy odwiedzać wiele gościnnych domów :) A jeśli ktoś jeszcze miałby ochotę na któryś z moich klasyków zapraszam, zrobiłam dla ułatwienia małe zestawienie (a po więcej przepisów zapraszam jak zawsze TUTAJ):


A co poza tymi słodkimi przygotowaniami? Mam nadzieję, że jutro przywieziemy zieloną pannę - i będziemy robić ozdoby choinkowe (bo w tym roku jak wspominałam moje cudne szklane bombki zostaną w pudle). I całkiem możliwe, że już jutro te ozdoby zawisną - specjalnie dla A. Zmiany, zmiany, zmiany! :)

Zatem, jeśli plany uda się zrealizować - zapraszam jutro na małą fotorelację i tutoriale na fajną zabawę w poniedziałek :) A dziś pokażę jeszcze kilka wersji karteczek, które z życzeniami pofrunęły już do niektórych z Was - mam nadzieje, że będą się podobały... Gwiaździsta kartka powstała pod wpływem zauroczenia zdjęciem z netu. Ha, miałam ochotę w tym roku na bardziej minimalistyczny styl, z ograniczona paletą kolorów - ale czy wyszło to nie wiem, chyba to nie całkiem moja bajka :)  Szkoda tylko, że niedawne chorowanie pokrzyżowało mi plany i nie zdążyłam zrobić ich jeszcze więcej i obdarować wszystkich, których bym chciała...




Pozdrawiam i życzę Wam by przygotowania do Świat były bardzo przyjemne!
ushii

Wesołych!!

$
0
0

Kochani
życzę Wam samych najpiękniejszych chwil w nadchodzące
Święta Bożego Narodzenia!
ushii
P.S.
Niestety, choinkę będziemy stroić dopiero dziś - więc zdjęcia będą po Świętach :)

Międzyświątecznie, międzywyjazdowo

$
0
0
Witajcie Kochani - wpadam tu w przelocie, bo tegoroczne Święta okazały się tak fantastycznie urozmaicone, że nie ma mnie ani w necie ani w domu :) Wiele spotkań, wiele podróży... i za chwilkę wybieramy się w kolejną, będziemy w miłym towarzystwie wesoło świętować Nowy Rok i wrócę dopiero za kilka dni. Dlatego zdjęć choinki i różnych pyszności jednak wyjątkowo nie będzie - bo w styczniu to już jakoś nie bardzo :) Cóż, za rok może :) Ale skoro udało się mi tu zajrzeć...

Dziękuję pięknie za wpisy pod poprzednim postem i zostawiam Was z życzeniami wszystkiego co najlepsze i spełnienia wszystkich marzeń, nawet tych najbardziej skrytych, w nadchodzącym roku 2014!!!

Oczywiście żeby nie było - muszę dorzucić choć malutką porcyjkę fotek, dekoracji, które zdążyły się pojawić jeszcze przed Świętami - o czym niżej...


Ponieważ tak naprawdę bardzo niewiele czasu mogę poświęcić na blogowanie i zawsze muszę wybierać: albo będę Was odwiedzać, albo pokażę coś nowego - a tak często słyszę "pisz częściej!" - zwykle wybieram to drugie i mało bywam w odwiedzinach i umyka mi wiele ciekawych miejsc. Tydzień przed Świętami trafiłam jednak zupełnym przypadkiem na blog wielu pewnie z Was znany, Kokon Lili. A stamtąd do jej sklepu... Oj, nie był to dobry moment tuż przed Świętami dla mojego portfela trafić na tyle cudeniek, jakbym mogła wykupiłabym pół asortymentu! Z drugiej strony - dzięki błyskawicznej obsłudze moich zachciewajek przez Lili mogłam się się jeszcze kilka dni przed Wigilią cieszyć nowymi świątecznymi drobiazgami... na przykład tym cudnym wazonem - słojem z fotki powyżej, piękny jest prawda? I ma dobrą wielkość, bo nie zawsze mam tak duże gałązki, żeby pasowały do moich słojów. Nabyłam też lampionik. Boski! Podsumowując - zajrzyjcie do Lili i do jej KokonHome, bo warto!


Lampionik przebywa na tacy, którą już prezentowałam, ale jej zawartość wciąż się zmienia... strasznie jestem zadowolona, że ją mam!


I jeszcze taka zawieszka załapała się przed obiektyw... mam i ja serduszko z drewnianych koralików, a co :)


I to tyle na dziś Kochani, muszę kończyć, znikam, bo za momencik już wyjeżdżamy... mama nadzieję, że Święta upłynęły Wam w miłej atmosferze i w cudownym towarzystwie - i tego samego Wam życzę na Sylwestra :)

Uściski ślę,
ushii

Zimowa (?) ślicznotka

$
0
0
Hm, post powstał dawno, jak były piękne zaspy śniegu, przy obecnej wiosennej raczej aurze trochę już tytuł ma nie na czasie... ale nowe leki zafundowały mi takie zawroty głowy, że komputera wcale prawie nie włączałam i nie wiedziałam, ze nic tu się nie opublikowało przez ponad dwa miesiące :( Cóż, pora to nadrobić i zmieniać już teraz tego nie będę. No to lecimy - choć wobec powyższego zacząć muszę nieco przewrotnie, od wiosennego zdjęcia, żeby tak nie było zupełnie nie na czasie :) Jak widać - taca trwa na posterunku, w wiosennym już wydaniu...


Tą tytułową ślicznotką rzecz jasna nie ja jestem, tylko szafeczka, który kilka miesięcy temu zawitała do nas. A "zimowa" - bo ubrałam ją w stosowne do pory roku dodatki... Jeszcze kilka dni i wiosna, więc dekoracje bożonarodzeniowe rzecz jasna dawno już schowane, a niedługo będzie już pora wyjmować króliczki i inne wielkanocne drobiazgi, ale kilka jeszcze ozdóbek zimowych mamy. Bo jakoś nie mogę się rozstać z wiklinową gwiazdką, czy szarymi akcentami (o których będzie jeszcze niebawem). No i ta wspomniana szafka właśnie.

A było tak. Potrzebowałam szafki na buty, ale takie gotowe i nowe mi nie pasowały, wolałam - jak zwykle - znaleźć coś starego i zaadoptować. Jakiś czas temu wymyśliłam sobie też szafeczkę do kącika A. - ale w zasadzie nie była mi tam niezbędna, więc był to projekt "na kiedyś tam". A tu proszę, tydzień chyba później trafiły mi się obie na raz, w przyjemnej cenie na dokładkę... Szafkę z przeznaczeniem na przedpokój wystarczyło skontrolować czy nie ma żadnych lokatorów i zaszpachlowac po nich dziurki, a potem pomalować i już...

Pamiętacie moje eksperymenty z mieszaniem farb? Zapowiadałam, że mam plan wykorzystać ich efekty i - tadam :)


I wreszcie do końca wyjaśnił się tytuł - jak widać zachciało mi się "norweskiego" zimowego wzorku na drzwiczkach. Wycięłam z balsy kształty, pomalowałam białą farbą i przykleiłam. Ale nie na stałe. I chyba słusznie, bo pewnie wraz z wiosną gwiazdki znikną (więc to już naprawdę ostatni moment na ten post :). Korci mnie na jakiś inny wzorek, hmmm...
 
W przedpokoju zrobiło się wesoło i kolorowo, niestety to wnętrze jest tak małe, że trudno zrobić tu przyzwoite zdjęcie dobrze prezentujące szafkę w miejscu docelowym. W dodatku nie do końca planowałam to miejsce na razie pokazywać, bo na swoją (kolejną) przemianę czeka widoczne tu krzeseło, a i malowanie widocznego poniżej starego wieszaka chodzi mi po głowie...ale niech tam :) Swoją drogą nigdy tej półki (kuchennej w oryginale, ale dobrze się sprawdza i w przedpokoju :) nie pokazywałam, więc skoro dziś ma swoja premierę to zdradzę, że to był pierwszy mebel w naszym mieszkaniu, hihi, łóżka nie było, stołu też, a ten staroć już wisiał...


Wracając jeszcze do zimowych klimatów - bo chyba więcej postów na ten temat już teraz nie będzie - to jednak znalazłam jedno uchowane zdjęcie ze świątecznych wypieków - tak wyglądają ciasteczka wypiekane przy pomocy formy, którą tutaj pokazywałam:


A skoro przy wypiekach jesteśmy... Staramy się unikać w diecie A. soli i cukru - wiadomo, nie serwujemy jej też żadnych przegryzek, chrupków i innych takich... Ale bez przesady - upiekłam pannie A. biszkopciki. Przepis to klasyk, ale "ku pamięci" go tu wrzucę - a i może komuś poza mną jeszcze się przyda? Robi się je błyskawicznie, do umycia po ich produkcji jest tylko miska, łyżka i mieszadło miksera, a zostały pokochane od pierwszego gryza :)

Biszkopciki (nie tylko) dla dzieci
  • 2 jajka
  • szczypta soli
  • 3 płaskie łyżki cukru *
  • ekstrakt waniliowy (lub cukier waniliowy)
  • 5 (raczej płaskich) łyżek mąki
1. Białka z solą ubić na pianę, dodawać cukier i ubić na sztywno. Na koniec dodać żółtka (po jednym) i ekstrakt.
2. Wymieszać delikatnie masę z przesianą mąką. Wykładać łyżką w odstępach na blachę wyłożoną papierem do pieczenia ** - z podanej ilości ciasta wychodzą dwie blaszki biszkoptów. Ja dodatkowo przygotowaną już do pieczenia blaszkę delikatnie potrząsam, tzn kręcę takie jakby kółeczka w poziomie - wówczas rozlewają się idealne kółeczka i nie trzeba używać żadnych rękawów cukierniczych itp gadżetów.
3. Piec w 150C ok 15min., do zezłocenia.
* W oryginale były 3 czubate łyżeczki i do tego cukier waniliowy, a spokojnie można zmniejszyć tą ilość bez straty dla smaku - więc pewnie następnym razem spróbuje dać jeszcze mniej cukru.
** Zaraz po wyjęciu blaszki z piekarnika podważam delikatnie biszkopciki nożem, wówczas ładnie odchodzą od papieru. Przy zdejmowaniu po ostygnięciu zostaje już niestety cienka warstewka ciasta na papierze. Wypróbowałam też specjalnie nabytą w tym celu silikonową matę do makaroników, ale wcale nie dochodziły od niej lepiej niż od papieru, więc się jej pozbyłam i zostałam przy patencie z nożem - moim zdaniem mniej zmywania, a efekt lepszy :)
Jak widać nie mają szansy długo przetrwać :)


A tak przy okazji - prezentuję moją nową miseczkę House Doctor... podobała mi się od dawna, ale cenę miała nieco przesadzoną moim zdaniem... a tu przypadkiem wpadła mi w ręce ostatnia sztuka w Redonionie przeceniona na 25zł. Zaszalałam, a co ;) Piękna jest! A mięta ponoć znów będzie modna w tym roku?


I na koniec jeszcze raz różowości, bo mocno turkusowo-miętowo się chyba zrobiło... A następnym razem będzie szaro, o.


Pozdrawiam,
ushii

PS
Mam wrażenie, że fotki po wrzuceniu do bloggera znów bardzo tracą na jakości :/

Ach, jak pięknie!!!

$
0
0
Miały być szarości - ale przecież tak cudna jest pogoda za oknem, że szary zupełnie nie pasuje... to będą różowości! Wiem, wiem, znów kwiatki, ale tak piękne są, że nie mogłam ich nie pstryknąć... I dedykuję ten skromny bukiecik wszystkim, którzy mimo mojej ostatniej nieobecności jeszcze o mnie nie zapomnieli... dziękuję że nadal do mnie wpadacie w odwiedziny, że czytacie! A szczególnie mocno dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Jakże miło było je czytać!



I kropelka bieli...


A szarości będą, następnym razem :)
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu wszystkim tu zaglądającym! I uciekam korzystać ze słonka :)
ushii

5!!!

$
0
0
Przed chwilą przypadkiem się zorientowałam, że dziś jest ten dzień! Ushiilandia kończy dziś 5 lat! Poważny wiek :) I poważna sprawa, bo o mały włos przegapiłabym ten fakt. Kto by pomyślał, że wytrwam tak długo?!

Zatem szykujemy urodzinową imprezę, zapraszam wszystkich moich Czytelników :) Będą różne zmiany, bo czas na powiew świeżości - niebawem, ale zanim to nastąpi będą oczywiście słodkości i prezenty! Nie przedłużając - przystępuję do pakowania i zapraszam Was na mały konkurs już wkrótce - zaglądajcie :)


Pozdrawiam - do zobaczenia bardzo niedługo!
ushii

Słodko w Ushiilandii

$
0
0
Witajcie Kochani!

Wiem, że niektórzy z Was zaniepokoili się zniknięciem bloga w ostatnich dniach, ale to była tylko przerwa techniczna - już nie mogłam na niego patrzeć po prostu, tak bardzo, że czasem aż odechciewało mi się na niego wchodzić:) Ale przedświąteczny czas do dobra chwila na porządki, więc odświeżyłam nieco wygląd bloga... jeszcze nie wszystko jest gotowe i remonty trwają, ale zasypujecie mnie prośbami o dostęp do bloga, więc już wracam. I choć nie wróciłam tu tak prędko, jakbym sobie tego życzyła, to... oto jestem :)

A zatem - najpierw oczywiście obiecane prezenty na blogową pięciolatkę :) Mam dla Was mały konkurs!!!


Oto zasady:
1. Zbliża się wielkimi krokami majówka, więc chętnych na moje słodkości proszę o dopisanie się w komentarzach i zdradzenie mi  swojej najfajniejszego, ulubionego albo po prostu polecenie ciekawego i wartego zwiedzenia miejsca na krótki wypad (w Polsce) - bo my stale szukamy nowych miejsc na krótkie wypady, więc bardzo chętnie poznam Wasze typy :)
Anonimowe komentarze są niestety wyłączone ze względu na okropne ilości spamu :(
2. Poza  tym będzie mi miło, jeśli osoby posiadające bloga, albo np konto na FB itp udostępnią informację o zabawie z linkiem do tego posta i fotką :)
3.  Aha, i kolejny ważny szczegół techniczny - dopisywać można się do końca majówki właśnie!

A co można wygrać?
U mnie muszą być oczywiście same słodkości, groszkowe i pastelowo-miętowo-różowe, bo jakżeby inaczej?


Mam dla Was przepiśnik, całkiem podobny do tego, który wciąż cieszy się waszym zainteresowaniem. A do tego nie mogło u mnie zabraknąć miseczki w groszki i - oczywiście! - foremek w cudnych kolorach. A na deser herbatka - dobra, a do tego w stosownych barwach :) I jak się to Wam podoba??


Ha, ale to jeszcze nie koniec! Bądźcie czujni, bo jak wspomniałam różne zmiany na blogu jeszcze trwają. I w związku z tym - wiem to już na pewno - będzie jeszcze jeden mały konkurs! I kolejna szansa na upolowanie czegoś słodziutkiego :)

I to tyle na dziś ogłoszeń i spraw technicznych, zapraszam do zabawy! A ja wrócę to jeszcze jutro z postem przedświątecznym (bo to już ostatnia chwila :). No i życzeniami, więc proszę nie składajcie mi ich pod tym postem ;P
Pozdrawiam,
ushii

Świąteczny czas, świąteczne życzenia :)

$
0
0
Dekoracje wielkanocne... hmm, nie za wiele mam do pokazania - a to dlatego, że niewiele nowego w tym roku się pojawiło, a ile razy te same zające i jajka można pokazywać :) No a miałam w zasadzie nic nie kupować. Ale podobne postanowienie mam prawie co roku i jakoś jeszcze nie udało się go w 100% nigdy zrealizować :) Tym razem w kącie wystawy sklepowej wpadło mi w oko jajo, rozmiarów całkiem konkretnych. I skusiły mnie te zajączki...



Cóż, dopiero połowa marca, pomyślałam, ale może już mogłabym wyciągnąć dekoracje wielkanocne?  I wtedy wpadły mi w ręce jeszcze dwa drobiazgi - i już nie było przebacz, zachciało mi się dekorować dom świątecznie - więc jajeczka, zajączki i inne takie goszczą u nas już od pierwszego dnia wiosny :) Przynajmniej zdążę się nimi nasycić, bo zwykle jakoś po świętach szybko dość to całe towarzystwo w pudle ląduje... ale jak wspomniałam, pokazać nie mam co, bo wszystko już tu było i nie chce przynudzać - a kto jeszcze nie widział, tego zapraszam do przejrzenia postów wielkanocnych z poprzednich lat.

http://ushiilandia.blogspot.com/search/label/wielkanoc

No ale, oczywiście, te dwa wspomniane drobiazgi pokażę :) No i może stół w święta się uda cyknąć, to może coś jeszcze dorzucę? Na razie jednak coś co na tym stole mam plan postawić, bo w te ręce to wpadł mi taki oto metalowy koszyczek na jajka. Uroczy, prawda? :)


I od razu zaświtał mi pomysł...





Już nie raz wspominałam, że my rzeżuchę siejemy na okrągło cały rok, bo rzeżuchożercy jesteśmy, ale na święta trzeba oczywiście jej jakąś odświętną oprawę nadać :D A potem uznałam, że pójdę na całość, bo mam już przecież paterkę na jajka, więc...


Obiecuję pokazać ją w odświętnej stołowej aranżacji jak już urośnie :)

No i ostatnia nowość... kogucik. Pamiętacie moją kurkę? Nie planowałam więcej zakupów szklanego drobiu, ale jednak temu słodziakowi się nie oparłam :) I razem z kokoszką tworzą ładną parkę :)


Kogucik ma bardzo ważną funkcję - pilnuje czekoladowych jajeczek, by dotrwały do świąt. Stosowniejsza co prawda byłaby chyba kura, ale cóż :)


I tym zdjęciem się z Wami na kilka dni żegnam, uciekam do wielkanocnych wypieków, malowania jajek i tym podobnych przyjemności :)

A Wam, Moim Czytelnikom życzę, by te Święta były kolorowe, pełne radosnych chwil i słońca, by każda baba pięknie wyrosła i każdy pasztet pięknie się upiekł, abyście wspaniale wypoczęli i za bardzo nie zmokli :) 

Ze świątecznymi pozdrowieniami,
ushii

PS
I przypominam o candy w poprzednim poście :)

Tradycyjnie poświątecznie i... dobry początek?

$
0
0
Jestem z obiecaną świąteczną rzeżuchową fotka, a przed obiektyw załapało się też kilka łakoci, więc wielkanocnych fotek mam więcej... Zatem dziś jedziemy jeszcze z króliczkami i resztą towarzystwa. I nie tylko, no, coś jeszcze na koniec dorzucę, żeby nie zanudzić :)

Proszę Państwa, oto rzeżucha! :D


Tu z pysznymi mini babeczkami. A na stole...


Słodkości były raczej tradycyjne, sernik mój ukochany, drożdżowa babka i widoczne powyżej mini babeczki (z tego samego przepisu), a do tego maślane gołąbki, więc w zasadzie nie ma co się dużo rozpisywać, przepisy są od dawna na blogu. Ale wrzucę fotkę wiosennej odsłony sernika. Klasyczną kratkę uzupełniłam kwiatuszkami z resztek ciasta i wyszło całkiem miło dla oka :)


Wrzucę tu jeszcze i wspomnianą babkę, bo choć to u mnie co roku powtarzany przepis (polecam!) to uwieczniłam jaka żółciuteńka wyszła w środku, takie mam apetyczne jaja prosto od kazimierzowskich kurek :)


I jeszcze jedną tematyczną fotkę mam, taca z jajem co prawda już była, ale tu w odsłonie z kurczaczkami i żonkilami... co prawda żółty kolor pokochałam jakiś czas temu, ale jakoś na Wielkanoc wybitnie mi on nie leży! Jedyne odstępstwo w tym czasie dla kwiatków robię...


Ale i tak o wiele bardziej wolę żółć w wydaniu pełników:

 
No tak. Ale przecież tak naprawdę to już temat nie na czasie, pora na coś nowego. I tu - mam problem. Bo naprawdę nie wiem od czego zacząć?

Tak dawno nie pokazywałam szerszych kadrów... niby główne meble są wciąż te same (no, prawie :), niby ściany wciąż białe. A jednak większość kącików wygląda inaczej niż w zakładce "Zakątki Ushiilandii" - jednym słowem wyszła mi lekka ściema, bo całość od dawna wygląda ciut inaczej niż myślicie i powinnam pokazać niemalże wszystko jeszcze raz :) Ale ciągle ciężko mi się za to zabrać, tyle tego... Ale bloga wreszcie powoli odświeżam to i do fotek się zabiorę, więc będzie po kawałku w kolejnych postach, bo tu już dopychać nic nie będę. Ale coś jeszcze pokażę, no przecież, że nie tylko świątecznie będzie :) Zostańmy jednak w klimatach okołokulinarnych - będzie mój dość nowy kuchenny pomocnik - bo o nich też się szykuje kolejny post, dziś taka mała próbka :)


Kamień do podgrzewania pieczywa. Typowy gadżet, na co dzień to nieprzydaś raczej, bo kto rano ma czas rozgrzewać kamień, ale od święta spisuje się cudnie! Wystarczy chwilę ogrzać go w piekarniku (podobnie jak kamień do pieczenia) i włożyć na dno koszyka, a pieczywo pachnie i wygląda tak, jakbym je świeżo z piekarni przyniosła!

I to tyle na dziś, do zobaczenia po weekendzie, bo chyba zaraz szykuje nam się mała wycieczka :)
Aha, przypominam i zapraszam :)

http://ushiilandia.blogspot.com/2014/04/sodko-w-ushiilandii.html

Pa!
ushii

Słodkie pocieszenie...

$
0
0
... bo oczywiście dziś obiecane wyniki mojego konkursu. I okazało się, że Houston znów ma problem, bo nagroda tylko jedna, a tyle ciekawych podpowiedzi przeczytałam! Niektóre miejsca dobrze mi znane, niektóre bardzo intrygujące (na pewno z nich skorzystamy, dziękuję!) - i jak tu wybrać tę naj? Dlatego zdałam się na ślepy los, by było sprawiedliwie - i nie przedłużając, wygrywa... (tutaj werble, werble!)
... Latte House!

Gratuluję i czekam Kochana na kontakt! A wszystkim pozostałym bardzo dziękuję za udział - i obiecuję, że kolejny konkurs i kolejna szansa już niebawem. A dziś mam dla Was słodkie (no bo jakie mogłoby być inne po takim słodkim konkursie?) pocieszenie :)

Ciasteczka -klasyki, absolutne klasyki. I nie mam zielonego pojęcia, jak to się stało, że do tej pory nie ma ich na blogu?! To był chyba pierwszy przepis z internetu, z którego skorzystałam! I pozostałam mu wierna, jak chyba każdy, kto ich choć raz spróbował :) Autorką jest nieoceniona Dorotus, przepis  lata temu znalazłam co prawda na kulinarnym fotoforum, ale na jej blogu też jest; u mnie są jak zawsze drobne zmiany, więc wpisuję ku pamięci :)


Śmietankowe serca
  • 1 3/4 szkl. mąki
  • 250 g schłodzonego masła
  • 1 żółtko
  • 5 łyżek gęstej śmietany
  • ewentualnie ekstrakt waniliowy (w oryginale go nie ma, ja czasem dodaję)
  • białko + cukier gruby kryształ (rafinada) do posypania
1. Wszystkie składniki połączyć i szybko zagnieść ciasto, rozwałkować na ok 0,5cm podsypując mąką. Wycinać serduszka lub inne kształty - raczej nieskomplikowane, bo ciasteczka trochę rosną. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posmarować białkiem i posypać grubym cukrem (koniecznie, bo same ciastka nie zawierają przecież cukru :)
2. Piec w 170C (lub bez termoobiegu 5 st. więcej) ok. 18minut.
Jeżeli jakimś cudem jeszcze nie znacie tych ciasteczek, upieczcie je koniecznie! Robi się je błyskawicznie, a są pyszne, ciasto jest delikatne i uroczo się listkuje, trochę jak francuskie. Aha, i  wychodzi mi ich całe mnóstwo, trzy mocno upakowane blaszki :)


A jutro lub pojutrze wracam z obiecanymi szerszymi kadrami i czymś jeszcze :)
Pozdrawiam!
ushii

PS
A tak wyglądają te ciasteczka w wersji kwiatowej :)

Szersze kadry vol. 1 czyli kącik dzienny...

$
0
0
półka ze starej szuflady

... a w zasadzie to jego połowa, bo w drugiej znów zachodzą pewne zmiany i nie mogę jeszcze pokazać :D Ale też będzie niebawem! Jednym słowem  - powolutku otwieram ponownie swoje podwoje!

A zatem - pamiętacie jak tu było?


A pamiętacie jak pokazywałam zdjęcia różnych skrzynek do przeróbki?


Owe skrzynki i inne stare szufladki pomalowaliśmy, powiesiliśmy...


Dalej szukałam i dopasowywałam kolejne, aż wreszcie - tadam! Teraz wygląda to tak:

półki ze starych szuflad i skrzynek

Czyli na minimalizm się u mnie nie zanosi :) Potrzebę zmian miałam ogromną, bo a) lubię zmieniać, przestawiać, przerabiać (oj, nie jestem w tym osamotniona, prawda?) i b) ostatnia publikacja naszego poddasza, w Werandzie, uświadomiła mi, że nasze wnętrza niezupełnie zmierzają w tym kierunku, w którym chciałam... Choć to w dużej mierze był efekt stylizacji do tamtej konkretnej publikacji, to na żywo zobaczyłam to samo - zrobiło się u nas za romantycznie i za różowo, nie po mojemu po prostu. Tu wpadł mi w ręce uroczy drobiażdżek, tam słodka duperelka... i w efekcie okazało się, że za dużo tego, więc musiałam część rzeczy eksmitować i od razu zaczęło mi się inaczej oddychać :) Dlatego każdy prawie kącik uległ pewnej przemianie - dziś fotki pierwszego z nich, nie bardzo potwierdzającego tego o czym piszę, bo tu dekoracji przybyło :)

półki ze starych szuflad i skrzynek, komoda vintage katalogowa

Nie zakrywałam dziurek po uchwytach ani zamków, bo właśnie takie mi się podobały. Kolorowe wnętrza mają tylko dwie skrzynki - bo w innych planuję wymienne kolorowe tła stosować, zależnie od nastroju i pory roku (akurat tym razem do zdjęcia się to nie załapało, ale pewnie niedługo pokażę Wam o co chodzi). Drobiazgi na nich częściowo też się zmieniają przy okazji świąt i takich tam - stałą miejscówkę mają wyłącznie mój pamiątkowy aparat oraz jelonek i literka. I wiele więcej durnostojek niż obecnie już nie planuję... BTW, kiedyś wspominałam o starych dziecięcych zabawkach, wańkę-wstańkę widoczną wyżej już wtedy pokazywałam, a dziś z bliska też i druga, prawdziwa starowinka. Co to takiego? Katarynka :) Nie wiem co takiego w sobie ma, że mnie z miejsca zachwyciła i musiałam ją zabrać do domu:

vintage, stara dziecięca zabawka


Podsumowując - to dopiero baza i będzie się tu ciągle dużo działo i zmieniało, ale już jestem bardzo zadowolona z efektu. Gryzie mi się tu co prawda ze wszystkim jeszcze mój ukochany fotel, bo wciąż nie wymieniłam mu tapicerki... Ale może w to lato się uda :) A jak Wam się moje skrzynki-półki podobają?

półki ze starych szuflad i skrzynek, komoda vinatege katalogowa

Cóż, jeśli ktoś też miałby ochotę na taką półeczkę z przegródkami, to całkiem podobną znajdzie w moim kąciku wyprzedażowym. A na dokładkę dorzuciłam tam całe mnóstwo różnych rzeczy - i meble, i ramki, i wazoniki, i coś kuchennego, i do scrapowania, do wyboru do koloru :) Zapraszam na Porządki w Ushiilandii!!

Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!
ushii

Spoko loko, u mnie znów romantycznie :) I słodko, po holendersku!

$
0
0
Spokojnie, spokojnie, romantyzm tak całkiem zagładzie u mnie nie uległ :) Bo kwiatki w romantycznym wydaniu lubię najbardziej :) A w maju pod względem kwiecia romantycznie jest przecież na całego, bez (nie lubię i nie przyjmuję do wiadomości nazwy lilak!), konwalie, jeszcze niedawno kwitły jabłonie, a już widziałam pączki peonii... same najpiękniejsze kwiaty pod słońcem! A do tego są już moje ukochane szparagi i jeszcze tylko chwilka i będą pierwsze truskawki... Zdaje się, że piszę to co roku, ale tak kocham ten czas, ze nie mogę się powstrzymać :) Od cykania kwiatowych fotek też, więc dziś tradycyjnie jak zawsze w maju - kwiatuszkowo :)


Słój-wazon już pokazywałam i znacie, ale buteleczki chyba tylko dotąd czasem solo przemykały, a całej gromadki tu jeszcze nie było, choć mam je od dawna... bardzo jestem zadowolona z ich zakupu, przepadam za tymi maleństwami (gdyby ktoś był ciekaw to pochodzą ze sklepu ScandiLoft, polecam, mają tam same cudeńka :)!

hehe, tak się spieszyłam ze zrobieniem fotki zanim słońce schowa się za chmurami, ze zapomniałam nalać wody :)
ale już ten brak jest uzupełniony, zapewniam :D

A kogo nie interesują kwiatki to może ma ochotę na coś równie uroczego, ale słodkiego? My raczymy się właśnie poffertjes, częstujcie się i Wy! Pyszota o holenderskim rodowodzie, malutkie urocze racuszki - u nas ze specjalnej elektrycznej patelni z niewielkimi okrągłymi zagłębieniami, ale da się je smażyć i na zwykłej. Przepis to moja kompilacja różnych znalezionych w sieci i instrukcji od maszynki :)

Poffertjes
  • ok. 1/8 paczki (ok. 12-15 g) drożdży
  • 350 ml mleka letniego
  • 1,5 szkl (ok. 250 g) mąki
  • 1 łyżka cukru
  • 1 łyżka rozpuszczonego masła
  • 1 jajko
  • szczypta soli (można tez użyć solonego masła po prostu)
  • ok. 1 łyżeczki ekstraktu waniliowego (niekoniecznie, ja dodaję)
1. Drożdże rozetrzeć z połową cukru, dodać odrobinę mleka i mąki, odstawić na chwilę. W tym czasie rozpuścić masło, połączyć je z mlekiem, jajkiem i ekstraktem.
2. Do miski z mąką, solą i resztą cukru wlac zaczyn i mokre składniki, wymieszać wszystko na lejące się ciasto i odstawić na trochę do podrościęcia (ok 30-45 min.)
3. Rozgrzać patelnie do poffertjes (lub zwykła, wtedy trzeba użyć ciut więcej tłuszczu), delikatnie smarować ją masłem i wlewać w dołki porcje ciasta (prawie do pełna - ok. łyżki), smażyć do zrumienienia i przewracać wykałaczka na druga stronę.
Podawać z cukrem pudrem, albo ulubionymi dodatkami, np z owocami są pyszne :) Wychodzi ich całe mnóstwo 60-80 szt. (ale są maleńkie i znikają błyskawicznie), więc można tez robić z połowy przepisu.

A specjalna patelnia do smażenia poffertjes wygląda tak... (i tu mały opis, z cyklu kuchennych pomocników : obsługa jest banalna, bo jak widać za dużo opcji tu nie ma, włączamy i tyle... są również takie patelnie, ale ja wolę wersję elektryczną, moim zdaniem jest wygodniejsza). Fajna sprawa, bo unika się tu smażenia na dużej ilości tłuszczu, a placuszki są równiutkie, okrąglutkie i... zachwycają maluchy :) I mnie też, bo przecież powszechnie wiadomo, że ja kuchenna gadżeciara jestem.


Taa, no właśnie :) Gadżeciara... i marzy mi się jeszcze jedna trochę podobna maszynka, ech, ale tym razem duńska - niestety u nas zupełnie niedostępna... Do podobnych trochę słodkości, pączuszków ableskiver. I na marzeniach się kończy, bo na wycieczkę w te rejony nie mam szans chyba, więc pozostaje mi liczyć tylko na jakąś znajomą dobra duszę, która się nad moim gadżeciarstwem ulituje... chyba, że wśród moich czytelników znajdzie się taki dobry duszek? :)

Pozdrawiam,
ushii

PS
Miło mi, że moja wyprzedaż cieszyła sie wśród Was takim powodzeniem - dziś na końcu dołożyłam jeszcze kilka drobiazgów, zapraszam  :) A w dodatku jest kilka przecen!
Viewing all 126 articles
Browse latest View live