Quantcast
Channel: USHII ★ LANDIA. celebrating the little things
Viewing all 126 articles
Browse latest View live

Wersja przedostatnia i... wszystkie inne :)

$
0
0

Mój kącik do pracy już miał kilka odsłon na blogu. I tak sobie myślę, że może zrobimy dziś ich mały przegląd! Uwaga: mimo że po namyśle podzieliłam ten post na dwa, bo zrobił się tasiemiec nie do wytrzymania, to i tak dziś będzie duuuużo zdjęć i tekstu. Za to na końcu - będzie jeszcze niespodzianka dla wytrwałych :)

Najpierw było dość skromnie (ale nareszcie było!):


Było też romantycznie...


I było z odrobiną koloru - tej wersji już jakoś nie zdążyłam pokazać, z wyjątkiem kolorowej lampki - bo wciąż kombinowałam (np jak widać z półkami ze starych szufladek, które ostatecznie zawisły jednak w części dziennej - do obejrzenia np tutaj i tu), udoskonalałam i ciągle byłam niezadowolona - bo w głębi duszy czułam już chęć wymiany niektórych mebli. Wtedy też pojawił się nasz słodziak, króliczek od Heico:


U Asi w magazynie Green Canoe widoczne były już zaczątki zmian, które dziś wreszcie zbliżają się do końca :) Zniknął fotelik, a pojawiło się moje wymarzone kręcone krzesełko Casala - i tu znów dopisało mi szczęście (i to nawet podwójne, jak się za chwilę okaże)... Myślałam o nim długo, długo, a jak wreszcie zdecydowałam się za nim rozejrzeć - od pierwszego kopa trafiłam na takie na Allegro (i to jak się później okazało w całkiem niezłej cenie!) - i nie zastanawiałam się nawet 5 minut. Uwielbiam je, nie dość że piękne, to jeszcze mega wygodne! Żeby było ciekawiej równocześnie z nim nabyłam jeszcze jeden mebelek, ale o tym niżej :)


Niedawno pokazywałam Wam przeróbkę szafki, na taką katalogowo-biblioteczną. Zastąpiła ona widoczny powyżej metalowy, "industrialny" regalik, który wywędrował do części dziennej (i bardzo mu tam dobrze w towarzystwie starego uszaka, idealnie sprawdza się tam jako podręczna biblioteczka... kiedyś jeszcze pokażę). Nie miałam jednak jeszcze okazji tutaj zaprezentować jej na tle całego kącika... I cóż... Ledwie zdążyłam ją sfotografować - nastąpiły kolejne zmiany! :D Więc - oto ta niedawna, przedostatnia wersja tego kąta:


Na zdjęciu powyżej widać jeszcze jedną moją perełkę. To zakupiony - tak jak wspomniałam wyżej  równocześnie z krzesłem Casala - niciak z lat 60. Piękny jest i o wiele wygodniejszy od mojego starego, który pokazywałam tutaj... To trzeci mebel w naszym mieszkaniu (po stojącym obok niego krześle i po stole jadalnianym), z którym nic kompletnie nie musiałam, ani nie zmierzam robić. Jest idealny. Na dokładnie taki miałam chrapkę - i gdy, jak wyżej wspomniałam, zdecydowałam się poszukać nowego krzesła trafiłam jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności jednocześnie i na to cudo... To były zakupy roku! Dwie ślicznotki w jeden dzień i do tego za ok. połowę cen podobnych przedmiotów, które zwykle widywałam później - takie okazje to ja lubię :)

Uff... trochę się rozpisałam (dlaczego ja nie umiem pisać krotko?!). Starczy na dziś, tu historia na chwilę się urywa,i jak wspomniałam na początku - jej zakończenie będzie już niebawem. Nie zostawiam Was jednak z niczym, bo mała zapowiedź była już na samym początku, na pierwszym zdjęciu we wpisie :) A może ktoś jeszcze czuje niedosyt? Jeśli tak to... na zakończenie zapraszam Was na spacer po całym naszym poddaszu - na portalu Dom z pomysłem! Już teraz można zobaczyć nieco więcej. Obiecywałam im zdjęcia od kilku miesięcy - i no wreszcie się udało :)

Pozdrawiam,
ushii


*******
NA ZDJĘCIACH:
krzesło Casala, niciak - Allegro.pl
stół, komódka biblioteczna - targ staroci
lampka królik - Żyrafy z Szafy
lampka - Tiger
pleciony kosz, metalowy regalik - tkmaxx

Wersja 2.0 beta!

$
0
0
Wczoraj pokazywałam Wam jak zmieniał się mój "twórczy" kącik i obiecałam opowiedzieć, dlaczego ta wersja przedostatnia z komódką DIY, której wcześniej nie zdążyłam tu jak zwykle pokazać, już się zdezaktualizowała. Zatem dziś - część druga tasiemca :)

Otóż przypadkiem, w pewnym miejscu zupełnie nie kojarzącym się z meblami znalazłam coś, co do mnie zagadało już od progu! W dodatku całkiem tanio*... I tak po kilkukrotnym tłumaczeniu sobie, że przecież mam już tyle tego, że nie mam miejsca i w ogóle, po dreptaniu wokół, medytowaniu, odchodzeniu i wracaniu - musiałam... I szara szafka wywędrowała z tego kącika, a na jej miejscu stanęła nowa :) Zrobiło się lżej, a komódka bardzo pasuje mi kształtem, układem i wielkością szufladek itd, znacznie bardziej niż poprzednia, więc bardzo się cieszę, że się jednak na nią zdecydowałam. Nie do końca za to pasuje mi jej stylistyka, więc jej wygląd ulegnie jeszcze przemianie, znikną ramki na frontach szuflad, zmieni się wykończenie nóżek i blatu - jednak dopiero za jakiś czas będę nad tym wszystkim pracować. Ale pokazać obecny wygląd kącika postanowiłam już, bo koniec z tym robieniem zaległości i pokazywaniem a-co-tam-zrobiłam-kupiłam-rok-temu!

Dlatego oto w miarę aktualna odsłona, czyli tytułowa wersja beta mojego kącika do pracy - beta ponieważ te wspomniane poprawki jeszcze będą, ale na tym koniec!... Tjaaaaa... sama sobie nie wierzę :D


Na nowej szafce stoi też malusia komódka z wyprzedaży w Lidlu, nawet nie wiedziałam, że tam takie sprzedawali? Oczywiście - ona też ulegnie niebawem przeobrażeniom. Do tego uroczy liskowy plakat (hm, o tych liskach to będzie oddzielny post!) i - choć jak pisałam - jest jeszcze kilka rzeczy do poprawki, to zrobiło się wesoło i kolorowo, czyli tak jak lubię!

Czy ktoś zauważył tę malutką myszkę wystającą z dzbanka? To nożyczki... słodziaki :)



A żeby było jeszcze bardziej kolorowo i radośnie zmianie uległ jeszcze jeden szczegół. Ktoś zauważył? Tak, lampa! Poprzednią bardzo lubiłam. Ale odkąd polubiłam się z żółtym, chciało mi się jakiegoś akcentu w tym kolorze również i w kąciku do pracy... Z drugiej strony od początku myślałam o takiej prawdziwej starej lampie kreślarskiej - tylko że każda jaką widziałam była zawsze dość duża, za duża do tego kąta. Aż tu...

Pamiętacie wpis o rogatym drewnie? Wspominałam wówczas, że te miseczki to był przypadkowy, poboczny zakup. Bo wpadły mi w oko przy okazji oglądania lampki! Lampki, która połączyła w sobie wszystkie te moje chciejstwa, bo jest i kreślarska, i nieduża, i stara, i polska - i jeszcze żółta na dokładkę :) Super!


A propos starego i polskiego, mam od dość dawna jeszcze jeden gadżet, którym jakoś nie miałam okazji się pochwalić...

Na co dzień maszyny do szycia mam niestety pochowane, wyciągam tylko w razie potrzeby. Wiadomo, że wygodniej jest, jak stoją stale na wierzchu, ale niestety, oddzielną pracownią, ani wielkim stołem nie dysponuję, więc gdy ich nie używam wygląda to tak jak poniżej (plus jeszcze walizka z moją piękną staruszką Tułą w przedpokoju i stary Singer 834 pod dachem w garderobie... aha i jeszcze przenośna Janomka mini schowana wśród scrapowych gadżetów... o kurczę, no mam kilka tych maszyn, hi hi). Już kiedyś pokazywałam jak wykorzystałam tę przestrzeń za ścianką kolankową, ale i tu się trochę pozmieniało, więc...


Mieści się tu baaardzo dużo, bo skrzynki-szuflady na dole mają metr głębokości, a na górze jest dość miejsca na moje materiały, całkiem sporą maszyno-hafciarkę i overlock (na zdjęciu schował się za maszyną). Naprawdę warto wykorzystywać takie miejsca, ja zyskałam sporo gratisowych metrów kwadratowych! Ale odeszłam znowu od tematu, wróćmy do wspominanego gadżetu...

Spostrzegawcze oko zauważy, że wbrew temu, co napisałam, nie wszystkie maszyny są jednak schowane, jedną udało się zdobić mój kraft-kącik na stałe. Mała, dziecinna maszyna. Vintage, a jak. Miałam kiedyś taką rosyjską, czerwoną, znaną wielu osobom z mojego pokolenia. Zaginęła dawno w boju, ale mnie, gdy zaczęłam się urządzać, dopadły sentymenty i zachciało mi się zabawki z dzieciństwa - właśnie do udekorowania kącika do pracy. Zajrzałam kiedyś na Allegro** z ciekawości ile coś takiego kosztuje i... trafiłam na aukcję z całkiem inną maszynką. O wiele fajniejszą! I polską! A w dodatku - szczęśliwie dla mnie - nie za dobrze opisaną i w ogóle, więc mało kto ją znalazł i moje konto prawie nie ucierpiało, bo zapłaciłam 30zł, z przesyłką :)

I jak podoba się Wam mój zakątek? Choć nie jest największy, ja go bardzo lubię! Aż chce się usiąść i tworzyć :) Co niniejszym za chwil kilka prawdopodobnie uczynię... A jak odnowię wszystkie szufladki***, to się pochwalę :) Aha... Pod poprzednim postem padła kwestia porządku... Ja tak cacy mam, jak nic tam nie robię :) Jak zaczynam, to nie ma siły, podłoga cała moja (i łóżko, i co tam się jeszcze nawinie), albo zaścielona nitkami i innym syfem gubionym przy robieniu okrążeń do deski do prasowania, tudzież rozłożonym do krojenia materiałem, albo papierami itp, więc wszyscy pilnie uczą się lewitacji... Ale potem sprzątnąć to niestety muszę, wiadomo, bo to jednak sypialnia jest, a nie oddzielny pokój. Za to chować mam gdzie, bo taki schowek jak wyżej pokazałam mam jeszcze jeden, więc towaru wejdzie każda ilość :)

Pozdrawiam, udanego weekendu Wam życzę!
ushii

* kilka dni później przypadkiem zobaczyłam identyczną szafkę w internecie za prawie 1200zł! A moja kosztowała mniej niż 1/12 tej ceny (egzemplarz powystawowy) i ja się zastanawiałam, czy kupować ją za tyle... :)
** tak, wczorajszy i dzisiejszy post mógłby być sponsorowany przez tę platformę, nie obraziłabym się!
*** ekhm, bo to jeszcze nie koniec tego, co miałam do pokazania w temacie...


*******
NA ZDJĘCIACH:
żółta lampka - Retromania
pomarańczowa walizeczka z liskiem, nożyczki-myszka - Tiger
mini-komódka - Lidl
pozostałe przedmioty opisałam w poprzednim wpisie :)

Scrappocztówka, czyli mały raj na ziemi...

$
0
0
Zrobiłam pracę na konkurs: dużo, dużo wycinania, trochę psiukania mgiełkami i odrobina projektowania kartki-rozkładanki... I już - tak wygląda mały letni raj na ziemi :) Bo czasem na wakacjach chcę zwiedzać, a czasem tylko uciec od zgiełku miasta w ciszę i spokój podkazimierzowskich lasów i wąwozów, by zbierać grzyby, głaskać kota na ganku, a nocą liczyć gwiazdy...

Ja raczej nie mam szczęścia w konkursach niestety, więc rzadko biorę w nich udział... ale postanowiłam choć spróbować tym razem! Potrzymacie za mnie kciuki???



No, a à propos konkursów - tak sobie pomyślałam, że się przypomnę, że zostałam nominowana w konkursie na "Najbardziej Inspirującego Twórcę" Art in Town, gdyby ktoś jeszcze miał ochotę na mnie zagłosować to będzie mi strasznie milo i z góry dziękuję! :)

http://www.ebadania.pl/51580bba9cbc4cc6

Pozdrawiam Was serdecznie!
ushii

Hello, September!

$
0
0
Nareszcie troszkę pada (nie lubię narzekań na pogodę, ale w tym roku, no naprawdę, aż żal było patrzeć jak wszystko usycha!), troszkę jest chłodniej... Ale przede wszystkim - to światło takie inne jest już, jesienne, piękne! Dla mnie jesień zaczyna się wraz z wrześniem i nie obchodzą mnie żadne kalendarze :) Dlatego w ostatni weekend schowałam już ostatecznie wszystkie letnie lampiony i inne dekoracje, wyjęłam kilka jesiennych ozdóbek i poduch, uszyłam z rozpędu kilka nowych... witaj wrześniu!

Jeszcze w sierpniu zajrzałam na targ staroci i... wpadł mi w oko taki dzbanek :) Moi czytelnicy wiedzą dobrze, że od pewnego już czasu przestałam unikać żółtego i akcenty w tym kolorze mnożą się u mnie jak króliki - ale, heloł, pomarańczowy?! Ja?! No co za dużo to niezdrowo! Ale spokojnie, z pomarańczowym szaleć to ja już na pewno nie będę, wyjątek od reguły. Chociaż, eeee... tego... będę miała niebawem jeszcze jedną pomarańczową niespodziankę, he he. A dzbanek, no cóż, urzekły mnie te retro kwiatuszki!


Takie nic za kilka złotych, ale jakoś sprawił mi sporo radości :) I chyba w zamian za obdarzenie go sympatią przyniósł mi odrobinę szczęścia, bo zaraz po jego zakupie udało mi się zakończyć pozytywnie kilka spraw, wyjechać jednak na małe wakacje i do tego jeszcze, przypadkiem zupełnym, upolować kilka drobiazgów, które gdzieś tam siedziały mi od pewnego czasu w głowie - ale w życiu nie sądziłam, że na nie trafię, nie mówiąc o tym, ze same wpadną mi za bezcen w ręce! Ale nimi pochwale się już innym razem :) Bo...

Bo dziś mam dla Was jeszcze jedno bardzo jesienne zdjęcie. Z bardzo, bardzo jesiennym wypiekiem - przepyszną tartę ze śliwkami! Cóż może być lepszego na pierwsze chłodniejsze wieczory? Tarta była co prawda już tu kiedyś, ale ponieważ znów się nią raczymy, postanowiłam troszkę porządniej ją opisać... W użyciu mój absolutnie ukochany, nieraz tu już cytowany, przepis na wszelkie spody do słodkich tart, serników, babeczek i całej reszty - no nie ma lepszego :) Jeśli zrezygnujemy z wierzchniej warstwy ciasta można go zrobić o połowę mniej.

Jesienna tarta ze śliwkami
Ciasto (wierzch i spód):
  • 300g mąki
  • 100g cukru pudru (w tym u mnie ok 2/3 to cukier puder trzcinowy, daje dodatkowy fajny posmak pasujący do śliwek)
  • 240g masła
  • 2 żółtka
Nadzienie:
  • śliwki, ok. 25szt (węgierki lub inne ulubione)
  • 2-3 łyżki cukru
  • 0,5 łyżeczki cynamonu
  • jajko rozmieszane z odrobiną wody + cukier do posypania
1. Zagnieść ciasto (krótko, do połączenia się składników), podzielić je na 2 części i schłodzić w lodówce (ok. 0,5h).
2. Wyjąć jedną część ciasta z lodówki, wyłożyć nim formę do tarty (lub inną niską) o średnicy ok. 24-26 cm, ponakłuwać widelcem i podpiec je w piekarniku nagrzanym do 180C przez 12 minut. Można ciasto przykryć kawałkiem papieru do pieczenia i wsypać suchą fasolę/fasolki ceramiczne - dzięki temu ciasto nie będzie się podnosić podczas pieczenia - ale nie jest to niezbędne. Ciasto odstawić do lekkiego ostudzenia (wyjąć papier i fasolę).
3. Śliwki umyć, przekroić je na połówki i usunąć pestki, wymieszać z cukrem i cynamonem. Wyłożyć owoce na podpieczony spód, przecięciem do góry.
Rozwałkować drugą część ciasta na podsypanej mąką stolnicy (albo między dwoma kawałkami folii spożywczej), pociąć je radełkiem na wąskie, ok 1-2cm paski i ułożyć je na cieście we wzór kratki. Resztki ciasta ponownie rozwałkować i wciąć foremkami kształty listków (lub dowolne inne). Posmarować wierzch jajkiem rozkłóconym z odrobiną wody.
Można też po prostu ułożyć cały rozwałkowany placek na cieście w całości, skleić brzegi i ponakłuwać jego wierzch widelcem (lub zrobić w nim ozdobną dziurkę foremką).
4. Wstawić do piekarnika, zmniejszyć temp. do 175C i piec ok. 30 minut – do czasu zrumienienia górnej warstwy. Ciasto przed podaniem ostudzić, można delikatnie oprószyć cukrem pudrem.

A w tle dzbanka dostrzegliście może inny mój jesienny wypiek, kruche jabłuszka? Mniam! Niezmiennie je polecam :) I kilka innych propozycji na nadchodzące tygodnie, z jabłkami i innymi pysznościami - dynią i bakłażanem:

Pozdrawiam i obiecuję wrócić tym razem bardzo niedługo - z jesiennym, choć w zupełnie niejesiennych kolorach tym razem, tematem :)
ushii

PS
A skoro jesień, i skoro kilka nowych drobiazgów, jak wspomniałam, u nas zagościło - to i jesienne porządki u mnie oczywiście :) Odrobinę przewietrzyłam swoje kąty, zapraszam Was do mojego kącika wyprzedażowego! Niewykluczone, że jeszcze będzie mała dokładka, ale i tak jest w czym wybierać :)

Sypialnia w wersji 2+1, czyli kącik naszej A.

$
0
0
{VOL. 1}

Obiecywałam, obiecywałam i wreszcie obietnicę realizuję - skoro jakiś czas temu pokazałam przenośny pałac naszej księżniczki (czyli uszyte prze mnie tipi), czas pokazać resztę jej włości. Choć do pokazania jest tak niewiele, że... Hmm, i może właśnie dlatego tak długo mi się z tym postem zeszło? Ale teraz to już najwyższa pora, bo szykują się tu pewne zmiany - "nowe"łóżko (w cudzysłowie, bo rzecz jasna to żadna sklepowa nówka, ale staruszka z historią, podarowana nam przez przyjaciół - metalowe cudo, ach!) i inne takie tam, więc - jedziemy z tematem :)


Na początku do wyposażenia naszej sypialni doszło oczywiście dziecięce łóżeczko. Tylko ono - cóż, z pewnych względów nie chciałam urządzać i dekorować niczego przed porodem. Ale i potem szaleć za wiele nie mogłam, bo prawie nic więcej się tu nie mieści; zawisło kilka kolorowych ramek (co ja się wtedy farb namieszałam, żeby uzyskać TE wymarzone odcienie!) i w zasadzie to już cały kącik naszej córeczki... ale i więcej wcale nie potrzeba na razie :) Bo na początku i tak spędzała czas ze mną w dziennej części mieszkania w koszu Mojżesza, który tutaj kiedyś pokazałam, a później placem zabaw rzecz jasna stało się całe mieszkanie. No właśnie, zabawy, czyli i zabawki. I tu - muszę opowiedzieć o rozlicznych schowkach.

Po pierwsze: zbiór podręcznych zabawek mieści się w czterech dużych skrzyniach po winie, wsuwanych pod nasze łóżko, dzięki czemu sprzątanie po zabawie wymaga od A. minimum wysiłku - a to mała porządnicka, więc staram się ją w tym wspierać, żeby jej tak zostało, he he (nota bene aż się zastanawiałam, czy tak całkiem bez zabawek to te zdjęcia nie wyjdą dziwnie, ale A. posprzątała i cóż, pozamiatane, przecież nie będę jej bałaganić :). Ale to nie koniec...

Pokazywałam przy różnych okazjach, jak to przy remoncie usunęliśmy jedną ze ścianek kolankowych i wykorzystaliśmy przestrzeń za nią na pojemny schowek. Szczegóły można znaleźć np tutaj. Część znajdującą się przy moim kraft-kąciku wykorzystałam na maszyny, materiały, szpargały i wszelakie inne drobiazgi, dzięki czemu w mojej "pracowni" na co dzień nie widać aż tak tego nieodzownego "twórczego bałaganu"... ale to pokazywałam już częściowo tutaj. Do pozostałej części trafiały (i zresztą nadal tak jest :) różne rzeczy, np krzesła używane okazjonalnie przy większej liczbie gości, mebelki czekające na swoją kolej do przeróbek i takie tam. Jednym słowem - była to bardzo przydatna przeróbka i wykorzystanie do maksimum korzyści płynących z faktu mieszkania na poddaszu. A trzy lata temu część tego schowka uległa kolejnej przemianie (oczywiście, jakżeby inaczej, natchnęło mnie do tych prac w samej końcówce ciąży...) - bo nowa lokatorka też musiała mieć swój kawałek szafy prawda?

Tak to wyglądało w trakcie robót...

(ta część po prawej to już wykończony przy okazji mój drugi osobisty schowek,
na drukarki i scrapowe przydasie, królestwo A. obejmuje jeszcze niewidoczne schowki po lewej :)

A tak po ukończeniu (a dokładniej to chyba z rok ma to zdjęcie, he he - oj, pisze się ten post dłuuuugo!):


Jak widać ściana obok łóżeczka jest w istocie drzwiami do ogromnego schowka: w jednej z części jest szafa, z szufladami głębokimi na prawie metr, dzięki czemu przechowywanie zapasów dowolnej ilości pieluch, kaszek, ciuszków "na zaś" i wszystkiego innego nie stanowiło nigdy żadnego problemu. W innej jest magazyn na duże zabawki, takie jak sporych rozmiarów kuchnia albo basen piłeczkowy; więc jak widać inne meble są tu po prostu zbędne... Ale zdecydowałam się jeszcze dołożyć małą, wolnostojącą szafeczkę. Na podręczne książeczki, lampkę i takie tam. Oczywiście to staroć (nabyty razem z inną szafką - wówczas to o tej dzisiejszej właśnie wspominałam); odszykowałam ją po swojemu, przerobiliśmy całkiem górę, bo pierwotnie szufladki były jedna pod drugą - dzięki czemu zyskała półkę, dodaliśmy też nóżki (choć dziś myślę nad zmianą ich kształtu). No i kolorek, mmmm... :)


No a do tego - ta lampka. Jest taka pozytywna i fajna po prostu, uwielbiam ją! Chociaż nowa to wygląda tak trochę retro, prawda? No i to nie plastik, co prawda naszego króliczka Heico bardzo, bardzo lubię, ale już muchomorki tej firmy ciut mi za plastikowo wyglądają. A ta mnie ujęła od pierwszego spojrzenia! A do towarzystwa ma słonika, którego odkąd go pierwszy raz, gdzieś, kiedyś, na pinterestowych zagranicznych fotkach ujrzałam, wiedziałam, że muszę A. sprawić! I to dokładnie w tym kolorze :) I w zeszłym roku się udało, znalazłam go - przypadkiem, jak to ja zwykle - w Scandikids :)

A propos plastików... słonik jest jednym z bardzo nielicznych wyjątków, ogólnie w domu staram się sztucznych tworzyw unikać, no i w zabawkach też... oczywista oczywistość, że Lego to Lego i kropka, podobnie samochodziki, nie da się wyłącznie z drewna czy metalu (no a klocki i autka to dwie absolutnie, naj-największe miłości A... wdała się w mamusię :). Ale teraz zabawki drewniane, szmaciane są tak piękne! I trwałe. Ale dosyć, o zabawkach to będzie chyba oddzielny post. Dziś tylko choć słowo muszę jeszcze o tej najpiękniejszej. Najukochańszej. Zasługuje na pogrubienie, podkreślenie i co tam jeszcze: jeździku Vilac. A. zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Poszliśmy do sklepu całą trójką, żeby nasza automaniaczka sama wybrała sobie duże auto. Oczywiście, że ja po cichu byłam zakochana w Vilacu, ale nie chciałam jej niczego narzucać, tym bardziej, że to nie jest tania rzecz (ale okazja była podwójna bo i Dzień Dziecka i imieniny). A gdy A. tylko przekroczyła próg - od razu oczy jej się zaświeciły i poszła macać właśnie to czerwone cudo! A jak się dowiedziała, że właśnie po takie wielkie auto przyszliśmy i że je dostanie, to... ho ho :) I od półtora roku, dzień w dzień (choć A. ma i rower, i hulajnogę) jest w użyciu, kocha je niezmiennie (miała niecałe 18 miesięcy gdy je dostała i to był idealny moment moim zdaniem). A ja zachwycam się również niezmiennie jego jakością i trwałością (zero śladów jakichkolwiek i posłuży jeszcze niejednemu dziecku raczej), cichością, no i uroda oczywiście - takie cudo to może sobie stać wszędzie, cały czas na widoku i pasuje zawsze :) Nie jest tani (choć my upolowaliśmy go ciut, ciut taniej, w jakiejś promocji, więc się da). Ale wart każdej wydanej złotówki.

Ale wracając do kącika A. - ścianę nad szafką udekorowałam kilkoma gwiazdkami, jakoś polubiłam się mocno z tym motywem... Takie malutkie DIY, stare "świecące" w ciemnościach gwiazdki pomalowałam na kilka odcieni szarości i przyczepiłam na rzepy, więc A. może je dowolnie zamieniać i przyczepiać. I to tyle. Troszkę mi szkoda, że nie ma miejsca nawet na jakąś fajna półkę czy plakat, no ale ogólnie - obie bardzo lubimy ten kącik... Kolorystyka tak jak widać, tak jak kiedyś wspominałam, nie ma w nim ani grama różu, co pewnie niektórych zaskoczyło, bo ja ogólnie nie mam nic przeciwko różowi (w normalnych odcieniach rzecz jasna :). Ale u nas księżniczki chadzają w miętach i turkusach :) No i jak Wam się podoba?


O, zapomniałam, stoi tu też krzesełko, o którym więcej było tutaj (a dlaczego tu stoi, to zdradzę innym razem). I to w zasadzie koniec. W zasadzie, bo... bo będzie część druga, w której okaże się, ze jednak panna A. ma nieco więcej własnego wyposażenia :D O samym kąciku jednak wiele więcej powiedzieć się nie da (a i tak o jednym łóżko i szafce wyszedł niezły tasiemiec!)... żałuję bardzo, że A. nie ma własnego pokoju, na razie wiadomo, jest z tego zadowolona, ale... No i jak ja bym go urządziła, ile pomysłów mam niezrealizowanych, och! No ale cóż zrobić :)

Pozdrawiam was i życzę udanego pierwszego dnia jesieni!
ushii

PS
Moja wyprzedaż wciąż trwa, niedużo już zostało, ale może coś jeszcze sie komuś podoba?  Bo dołożyłam tam kilka drobiazgów w sam raz na zaczynającą się jesień!


*******
NA ZDJĘCIACH:
łóżeczko - Ikea
turkusowa szafka - targ staroci
lampka muchomorek - Tiger
miętowy słonik-skarbonka - ScandiKids
wózek dla lalek vintage - Allegro
jeżdzik Vilac - e-smoczek.pl

Łapacze... gości :)

$
0
0
Nie wiem czy lubicie łapacze snów, czyli tzw dreamcatchery z angielska? Choć to domowa ozdoba, to mnie bardzo kojarzy się z babim latem, końcem lata i początkiem jesieni, z delikatnym wietrzykiem we włosach i muśnięciami wczesnojesiennego, złotego słońca na policzkach... czyli tym co właśnie mamy za oknami :) Już zeszłej jesieni o nich na blogu pisałam - pokazywałam Wam mój prawdziwy indiański dreamcatcher i był też tutek, jak łatwo zrobić sobie własny łapacz. Pisałam wtedy, że bardzo mi to DIY się spodobało, i że z pewnością powstaną kolejne, choć tym razem już nie w kolorach natury. I słowa dotrzymałam, ostatnio zaczęła się produkcja łapaczy boho :)

A ponieważ już za kilka dni moja córka ma urodziny, postanowiłam wykorzystać je również jako motyw przewodni jej święta. Na razie powstały zaproszenia. I tylko je Wam dziś pokażę, bo reszta łapaczy i innych urodzinowych dekoracji jest z przyczyn oczywistych na razie owiana mgiełką tajemnicy jeszcze :)


Kolorystyka zupełnie niejesienna, za to mam nadzieję, że choć odrobinkę udało mi się uchwycić tą zwiewność dreamcatchera i klimat końca lata...




Grafika pochodzi z bloga Belle and Boo... bardzo, bardzo lubię! No i jakbym A. i jej Maciusia widziała :) Powstało już kilka drobiazgów dla A. z tym słodkim uszakiem i jego przyjaciółką, niebawem też pokażę :) A zaproszenia powstały w ramach DT Na strychu, na stryszkowym blogu znajdziecie spis reszty materiałów wykorzystanych w pracy :)

Pozdrawiam i uciekam korzystać z tej przepięknej pogody, wbrew wszelkim utrudniaczom :)
ushii

Lektura na jesień

$
0
0
Była jeszcze pełnia lata, gdy pewnego dnia w naszej kuchni zapachniało bardzo jesiennie, a na naszym poddaszu królować zaczęły szarości, rudości i inne jesienne barwy. Powstały pyszne, przepyszne słodkości. A kącik z bujanym fotelem nabrał rumieńców w towarzystwie nowych poduch...

Bo jakiś czas temu zamarzyły mi się poduchy z wełny w jodełkę, chyba najbardziej jesiennego materiału jaki może być. I chodziła też za mną, od bardzo dawna, poducha z lisem... Postanowiłam to połączyć :) I uszyłam tę planowaną od ho ho ho, wymarzoną podusię z liskiem! A w zasadzie lisiczką :)


Myślę nad jeszcze jedną, tym razem liska chciałbym uszyć z innego materiału, bo jednak polary mnie nie kręcą... ale nie znalazłam nic ciekawego - może ktoś z was ma jakiś skrawek jakiegoś fajnego materiału na takiego liska?

Na dokładkę, z tyłu wymyśliłam sobie kieszeń, na aktualnie czytaną książkę...


A na tym nie koniec, bo jak już dorwałam tę wełenkę... to powstały tez widoczne wyżej poduchy z guziczkami. Z jednej strony żółte, a z drugiej - pomarańczowe... Tak, tak, dobrze widzicie, nie dość, że niedawno pokazywałam retro dzbanek w pomarańczach, to teraz znów coś pomarańczowego, tu lisek, tam guziczki... ale spokojnie, na tym koniec pomarańczu u mnie :)


Ale dlaczego w ogóle tak piekłam i szyłam? Czyżbym w środku lata tak już tęskniła za jesienią? Otóż wszystko to działo się za sprawą Oli, która zaprosiła mnie do udziału w trzeciej edycji jej e-magazynu - jesiennego Przewodnika inspiracji Home on the Hill. Znajdziecie tam przepisy na moje ulubione jesienne słodkości i mój tutorial, jak wykonać jesienną poduchę - tę z guziczkami... oraz dużo więcej ciekawych pomysłów innych dziewczyn :)


Wystarczy kliknąć w okładkę, by przejść do Przewodnika. Zostawiam Was z ciasteczkami, które również znajdziecie w tym magazynie i nie mówię już nic więcej - rozsiądźcie się wygodnie, miłej lektury!

Mooncakes (ciasteczka księżycowe)

Świąteczne ciastka jedzone tylko raz w roku, w dniu Święta Jesieni, jednego z najważniejszych w chińskim kalendarzu, zwykle przypadającego w połowie września (jest to święto ruchome). Tradycyjnie nadziewa się je pastą z ziaren lotosu lub z drobnej czerwonej fasolki, zwyczajowo też wkłada się do środka słone żółtko jajka (ja z tego dodatku zrezygnowałam, za to dodałam kilka przypraw i innych składników, np cynamon i miód, by nadzienie miało jesienny smak i aromat). Z powodzeniem można też wykorzystać to ciasto do mięsnego i wytrawnego nadzienia, jako dodatek do jesiennych zup. Fasola adzuki i golden syrup są u nas dostępne w większych sklepach (golden syrup można też łatwo przygotować samodzielnie).
Składniki:
  • 200g mąki (ok. 1 i 1/3 szkl.)
  • 60g oleju roślinnego (ok.1/3 szkl.)
  • 120g syropu złocistego (golden syrup)
Nadzienie (pasta z czerwonej fasoli)
  • 1-2 łyżki oleju (słonecznikowego lub z orzeszków ziemnych)
  • ok. 150g fasoli adzuki
  • 60g cukru (ok.1/4 szkl.)
  • duża szczypta cynamonu
  • ewentualnie inne dodatki smakowe - drobne wiórki kokosowe (1-2 łyżki), miód (2 łyżki), cukier waniliowy
  • dodatkowo do posmarowania ciastek - jajko rozmieszane z odrobiną wody
1. Wymieszać mokre składniki i dodać je do maki, zagnieść zwarte ciasto, uformować z niego wałeczek i schłodzić kilka godzin w lodówce (najlepiej całą noc - łatwiej je dzięki temu później obrabiać). Fasolkę namoczyć przez kilka godzin, odcedzić i w świeżej wodzie ugotować pod przykryciem do miękkości - aż zaczną pękać łupinki (ok 1 - 1,5 godz.), sprawdzając co jakiś czas czy nie trzeba dolać wody. Ostudzić.
2. Fasolę zmiksować na pastę; dodatkowo dobrze jest też ją przetrzeć przez sitko, żeby usunąć drobinki łupinek. Rozgrzać patelnię i podsmażyć na niej wszystkie składniki nadzienia, aż odparuje większość wody i stanie się bardzie zwarte. Przestudzić.
3. Ciasto pokroić na talarki i rozpłaszczać je w dłoni na ok 7-8 centymetrowe placki (cieńsze na brzegach). Z nadzienia formować kulki wielkości małego orzecha włoskiego, owijać je ciastem i starannie zlepić jego brzegi, zaklejając wszystkie dziurki. Jeśli dysponujemy tradycyjną drewnianą foremką do mooncakes oprószyć ją mąką, włożyć kulkę ciasta z nadzieniem, docisnąć delikatnie i podkładając pod ciastko rękę stuknąć foremką o blat, żeby wypadło; do foremki plastikowej (ze stempelkiem i tłoczkiem) wkładamy kulkę z ciasta bez oprószania mąką. Jeśli nie mamy foremek - można skorzystać np z ozdobnych foremek silikonowych do babeczek, albo po prostu spłaszczyć delikatnie kulkę ciasta dłonią i ewentualnie narysować kratkę lub inny prosty wzorek na wierzchu (albo wykorzystać do tego stempelki).
Ciastka pieczemy w 180 st. C, na blasze wyłożonej papierem do pieczenia przez ok 20minut, aż staną się złociste. W połowie czasu pieczenia pędzelkiem smarujemy je jajkiem rozmieszanym z wodą. Schładzamy na kratce do pieczenia.


A już wkrótce zaproszę Was na kolejną porcję moich jesiennych dekoracji :)
Pozdrawiam serdecznie!
ushii

Znów weranduję, tym razem w stylu country :)

$
0
0
I znów*, choć jesienne chłody nadeszły, to ja nic sobie z nich nie robię, biorę koc, gorącą czekoladę i weranduję. A to za sprawą... Werandy Country, która zaprosiła mnie do opowiedzenia kilku słów o sobie! Było mi bardzo miło :) I cóż.. zapraszam Was serdecznie do lektury - wystarczy kliknąć w obrazek poniżej :)


A opowiadając tak o własnym domu wpadłam na pewien pomysł. Robię przecież tyle zdjęć naszym czterem kątom, dlaczego nie użyć ich do scrapów? Chyba warto byłoby udokumentować zachodzące u nas zmiany nie tylko wirtualnie... I tak powstał album o naszym poddaszu!

Album powstał na bazie... papierowych torebek. Takich w bardzo radosnych, pełnych energii kolorach i wzorach. Usztywniłam je tekturkami i zyskałam bazę, która jeszcze przed ozdobieniem nastrajała optymistycznie. A takie właśnie, mam nadzieję, jest nasze mieszkanie - więc pasowało idealnie!

Okładka:


I wnętrze - skorzystałam z torebek różnych rozmiarów, dla urozmaicenia całości... Uwaga, będzie duuuużo zdjęć, prawie wszystkie strony po kolei :)









Album powstał w ramach DT Na Strychu, tam szukajcie szczegółów dotyczących użytych materiałów :) A ponieważ ostatnio troszkę scrapowo się tu zrobiło - obiecuję, że kolejne wpisy będą wypełnione ciekawostkami wnętrzarskimi :)
Pozdrawiam!
ushii

*dlaczego znów? Wyjaśnienie znajdziecie tutaj :)

So sweet...

$
0
0
Obiecywałam, że będzie tym razem wnętrzarsko, ale... jednak nie całkiem, troszkę Was jeszcze moimi papierowymi poczynaniami pomęczę :) I kolejnymi słodkimi wypiekami... Ale kawałeczek wnętrza też pokażę, no! :)

Bo niedawno, jak część z Was się może orientuje, były urodziny A. Dlatego, skoro pokazałam tutaj zaproszenia na przyjęcie z tej okazji, to pora pokazać i co nieco okolicznościowych dekoracji :)

Być może pamiętacie moje zeszłoroczne girlandy... początkowo planowałam coś innego w tym roku, ale te zwiewne i delikatne serwetkowe wycinanki są tak urocze, że postanowiłam je jeszcze raz wykorzystać, dołożyłam im dreamcatchery (również wycinankowe), miętowe, białe i różowe balony i wyszło super :)




A skoro wspominałam o zaproszeniach - z podobnym motywem powstały dekoracje na tort...

Niestety ujęcia z tortem nie ma, nie zdążyłam :) Ale wyglądał tak samo jak tutaj, o.

...oraz własnej produkcji ozdobne papilotki na babeczki. I tzw. toppersy (czy jest na to jakaś ładna, polska nazwa?!)też, oczywiście :)




Bardzo, bardzo lubię grafiki z Bellą i Boo i od roku czekałam z tymi pomysłami :D

Oczywiście nie tylko tortem i babeczkami raczyłam urodzinowych gości. Były też np te maślane króliczki (chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego króliczki właśnie? :), a w czekoladowym wydaniu - misie. Pomysł podpatrzony na Pintereście, pewnie znacie te zdjęcia... przepis mój :)

Czekoladowe misie
Składniki:
  • 180 g mąki
  • 40g kakao
  • 100g cukru pudru
  • 90g masła
  • 1 jajko
  • ekstrakt waniliowy
  • szczypta łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • obrane całe migdały
1. Utrzeć masło z cukrem, dodać jajko, ekstrakt i z przesianą resztą składników zagnieść ciasto. Schłodzić minimum pół godziny.
2. Wałkować dość cienko i wykrawać ciasteczka - nie zmieniają praktycznie kształtu w pieczeniu, więc nadają się do skomplikowanych kształtów. Na misiowych brzuszkach układać całe migdały i okrywać je łapkami :) Piec w 180C do zrumienienia (ok. 8-12 minut).


I były też babeczki z jabłkowym nadzieniem i karmelową bezą... takie jesienne i takie pyszne, polecam!

Jesienne babeczki z bezą i nadzieniem jabłkowym
Składniki na ciasto:
  • 1 szkl. mąki pszennej
  • 100 g masła
  • 3 łyżki cukru pudru
  • 3 żółtka
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
Nadzienie jabłkowe:
  • 2 jabłka
  • 2 łyżki wody
  • 1-2 łyżki świeżo wyciśniętego sok z cytryny (zaleznie od kwaśności jabłek)
  • 1 łyżka masła
  • 2 łyżki cukru, zwykłego lub demerara(opcjonalnie - zależnie od jabłek)
  • 0,5 łyżeczki cynamonu
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej rozmieszanej w odrobinie zimnej wody
Beza:
  • 3 białka
  • 3/4 szkl. cukru zwykłego lub demerara (wtedy będą lekko karmelowe w smaku!)
  • 2 łyżeczki skrobi kukurydzianej lub ziemniaczanej
  • 1 łyżeczka soku z cytryny
1. Wszystkie składniki ciasta powinny być schłodzone - szybko zagnieść ręcznie (lub w malakserze), owinąć w folię spożywczą, schłodzić w lodówce ok. godziny.
2. Foremki do babeczek wysmarować masłem i oprószyć mąką, schłodzone ciasto rozwałkować podsypując mąką na ok. 3 mm, wykrawać krążki (u mnie duze kwiatki) i wykładać ciastem foremki. Schłodzić ciasto w lodówce jeszcze przez około 15 min. Podpiec w temperaturze 190C przez ok. 15 minut, do lekkiego zezłocenia, wystudzić.
3. Jabłka obrać, usunąć gniazda i pokroić w grubszą kostkę. Dusić pod przykryciem (bez zaglądania pod przykrywkę!) ok. 10-15 min., dodać sok z cytryny, cukier, cynamon i mąkę ziemniaczaną rozpuszczoną w odrobinie zimnej wody i króciutką chwilę (1 minutkę dosłownie) jeszcze pogotować. Lekko przestudzić.
4. Białka ubić na sztywną pianę i cały czas ubijając stopniowo dodawać cukier; Gdy masa będzie sztywna i błyszcząca, dodać skrobię, sok z cytryny i ubić.
5. Podpieczone babeczki wypełniać nadzieniem jabłkowym, wyciskać na każdą babeczkę dużą porcję masy bezowej. Piec w temperaturze 160C przez ok. 30 minut.

Jak co roku, córeczka dostała od nas oprócz upominku kartkę na pamiatkę, z życzeniami:


Przyznam nieskromnie, że jestem z niej mega zadowolona :) I cieszę się, że wymyśliłam sobie tę tradycję kartek od nas na każde jej urodziny, mam nadzieję, że będzie to dla A. kiedyś miła pamiątka... A w środku wyglądało to tak (przed wpisaniem życzeń oczywiście :)


No i to tyle... Zasłodziłam dziś, prawda? Dekoracje powstały w ramach DT Na Strychu, tam zapraszam po szczegóły materiałowe :)
Pozdrawiam!
ushii

Rudy ojciec, rudy dziadek...

$
0
0
... rudy ogon - to mój spadek!
:)

Liskomania u mnie na całego! Widzieliście już lisią walizeczkę i plakat w moim kąciku do pracy... A dziś będą kolejne liski! Co powiecie na takie słodziaki? Hę?


Ten maluszek był inspirowany pewną bajką... kto zgadnie jaką? Ha :) Krainą lodu! No wiem, tam nie było żadnych lisków, wiem...* Ale zimowy mi wyszedł, prawda? Roboczo nazwany Panem Miętuskiem, oczywiście zaraz został przechwycony przez A... Ale, ale, w cytacie z tytułu przecież o rudym było?! No to proszę, drugi jest taki :) Bardzo jesienny i lisi :)


I na tych dwóch się nie skończy :) A dlaczego właśnie dziś je pokazuję? Bo dziś mam super nowiny!!!

Zacznijmy od niespodzianki dla Was :) Otóż niedawno - a od dziś oficjalnie - zasiliłam szeregi DT Rosy Owl!! Bardzo dziękuję Ani za zaproszenie i jest mi niezmiernie miło, że tak doceniła moje pomysły :) I mam nadzieję, że uda mi się podrzucić Wam czasem jakieś fajne pomysły! Dlatego, jeśli chcecie o moich liskach dowiedzieć się ciut więcej - zapraszam na firmowy blog, na mój pierwszy wpis :)

Ale zanim stąd uciekniecie, opowiem Wam o jeszcze jednej niespodziance - tym razem dla mnie! Moi drodzy - bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję za wszystkie oddane na mnie głosy w konkursie Art in Town na Najbardziej Inspirującego Twórcę! Dzięki Wam znalazłam się w finałowej 10-tce! Nie mogę w to po prostu uwierzyć :) WOW!!!

A to oznacza finałowy, III etap Konkursu - tym razem oddajemy tylko 1 głos (na ulubionego twórcę, sklep i producenta) - i jeśli jeszcze raz chcielibyście oddać ten głos na mnie - będę przeszczęśliwa i dumna, że ho ho, bo pozostałe dziewczyny to same mistrzynie, które od dawna podziwiam i lubię :)

Głosować można tutaj - zapraszam serdecznie w imieniu swoim i innych finalistek:
http://www.ebadania.pl/27d3c9e27dbb71e7

Uffff, koniec ogłoszeń :) To na koniec jeszcze raz moja parka - czyż nie wyglądają uroczo?


Aha. Uwaga - to jeszcze nie koniec lisiego szaleństwa, mam w zanadrzu jeszcze jedną ślicznotkę, pokażę niebawem :)
Pozdrawiam,
ushii

*hm, jeśli chodzi o wspomniany film, to muszę Wam pokazać coś jeszcze... niedługo :)

Mój ci on!... i ona też - czyli kilka jesiennych akcentów :)

$
0
0
On i ona - czyli Michałek i Bożenka, jak uzgodniłysmy z A. Nie wiem dlaczego akurat te imiona dostali, ale... pamiętacie moją doniczkę DIY na nóżkach? Z buzią? No to jakiś czas temu przybyło jej (jemu?) towarzystwo. Michałek i Bożenka właśnie. Ta-dam:


Fotka niestety nie w ich miejscu docelowym, bo zwykle stoją na parapecie koło stołu, ale tam za nic nie chce mi nigdy nic ładnie zapozować :/ Odrobinkę kusi mnie przemalowanie ich i zrobienie własnych wersji buziek - ale tak jak teraz, też jest fajne i na razie tylko myślę sobie nad tym :)

I myślę też sobie, że skoro udało mi się wreszcie zacząć pisać post nie scrapowy/szyciowy/słodkościowy/i-co-tam-jeszcze-ostatnio-tu-zamieszczam, to pokażę może nareszcie, jakie dekoracje wykombinowałam sobie na tegoroczną jesień (uff, to oznacza, że wyjątkowo wyrobię się z takim tematem, zanim dana pora roku się skończy!). Hmm?

Taca, którą już nie raz tu pokazywałam, dostała urocze drewniane grzybki. Nabyte w odkrytym przypadkiem sklepie - informacje o nim widziałam czasem u niektórych Was, ale sądziłam, że u mnie go nie ma - a tu niespodzianka :) No i wyszłam z grzybkami... 


A w tle tej fotki dostrzec można jeszcze jedną ciekawostkę. Poduchy z liskiem i pikowane już widzieliście, ale to nie koniec poduchowych (i liskowych, skoro już o tym mowa... ale "o tem potem" :) nowości na jesień u nas. No, te z fotek poniżej w zasadzie to pojawiły się jeszcze latem, ale z myślą o jesieni już... :)

To może zbliżenie na tę bohaterkę drugiego planu? O, taka jest przecudna, o:


Cóż poradzić, poduchy wszelakie lubię bardzo - i wciąż jakieś nowe się u nas pojawiają, bo a to coś kupię, a to uszyję... więc mam do pokazania jeszcze coś  w tym temacie :) Bo jeszcze w lecie pojawiły się dwie inne, ale na co dzień koczowały w tipi. Teraz, z okazji urodzin A. i innych takich namiot chwilowo zwinięty jest, to mogę je zaprezentować:


Podusia gwiazdka i podusia chmurka :) Nic niesamowitego, bo nie ja pierwsza takie sobie uszyłam, ale A. się podobają. I mnie też :) Tu chyba ciut lepiej widoczne...



Oczywiście - to jeszcze nie koniec poduszkowych nowinek... ale resztę zostawię na inna okazję, he he. Ale, ale - wracając do wspomnianego wyżej sklepu, poza grzybami nabyłyśmy z A. jeszcze jedną dekorację... Ekhm, tak to znowu lis :) Kupiony w zasadzie jako baza do oscrapowania, jakoś się zadomowił na półce nad kaloryferem, a co tam, odrobina kiczu nie zaszkodzi :)


A skoro już pokazuję zakupy z kategorii "tanie duperelki" to mam coś jeszcze... ale to coś, po mojej interwencji wyszło już ciut zimowe bardziej, więc chyba pokażę następnym razem - jednak przed 1 listopada zimowe akcenty nie bardzo mi pasują :) A dziś - już kończę. I tym, którzy w nadchodzący weekend wybierają się na groby najbliższych życzę czasu na chwilę spokojnej zadumy, tym co na halloweenowe imprezy - super zabawy, a wszystkim - udanego odpoczynku!

Ja niestety - chyba zakopię się pod stosem chusteczek i buteleczek z syropem, bo jak wyleczyłam A., to mnie wzięło :( Ale - przymusowe siedzenie w domu ma też ten plus, ze zrobiłam ciut porządków - więc jeśli macie ochotę na małe zakupy, zapraszam do mojego kącika wyprzedażowego :)
Pozdrawiam!
ushii


*******
NA ZDJĘCIACH:
drewniane muchomorki i lisek- KiK
doniczki z buziami - Tiger

Wyszłam przed orkiestrę :)

$
0
0
Choć jeszcze trwa piękna, słoneczna jesień (kurcze, ale ona w tym roku jest piękna!!) – powoli zaczynam już planować zimowe dekoracje, myśleć o świątecznych kartkach i podarunkach, bo nie chcę w tym roku robić nic na ostatnią chwilę… i właśnie z myślą o takim grudniowym upominku powstały te malutkie, urocze lampiony, moja pierwsza zimowa praca w tym roku. Nie wymagają wiele pracy, a myślę, że mogą sprawić przyjemność obdarowanemu, albo - gdyby zrobić ich ciut więcej - być fajną pamiątką dla wigilijnych gości…


Za bazę posłużyły mi słoiczki po jogurtach :) Motyw poinsettii nie należy do moich ulubionych - nigdy jej nie kupowałam na Święta i w ogóle - ale w tym roku postanowiłam go oswoić. Żywej raczej nadal się u mnie nie uświadczy, ale na kartkach i prezentach będzie chyba; na początek wylądowała na lampionie :) A na drugim - pierniczek...


Chyba nikogo nie zaskoczyłam tym zestawem kolorystycznym? Może nie jest bardzo typowy dla Świąt (za to dla mnie z pewnością :)), ale daje radosny i świeży efekt... no to zdradziłam jak kolorystyka będzie u mnie na tegoroczne Święta :)


Oczywiście do upominku dołączone będą małe świeczki, które też trzeba było ozdobić… pomysł wykorzystania w tym celu taśm washi nie jest nowy, ale wart przypomnienia :)


Lampiony powstały w ramach DT Na Strychu - tam znajdziecie szczegóły materiałowe, zapraszam :)

A skoro jesteśmy znów przy takiej mało jesiennej kolorystyce... Niedługo wrócę do Was z równie kolorowym postem - tym razem bardzo wnętrzarskim i też mało jesiennym :) A dziś już uciekam - tylko jeszcze zaproszę Was na bloga Art In Town, gdzie można poczytać o mnie i o innych finalistkach konkursu Na Najbardziej Inspirującego Twórcę, zapraszam! I jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za oddane na mnie głosy - a gdyby ktoś jeszcze miał ochotę na mnie zagłosować to można zrobić to tutaj, wystarczy kliknąć w obrazek poniżej - będzie mi baaaaardzo miło! :)

http://www.ebadania.pl/27d3c9e27dbb71e7

Pozdrawiam!
ushii

Baby, It's Cold Outside! Again!*

$
0
0
Miało być kolorowo i w ogóle tym razem. Taaa... Ja plany sobie, pogoda sobie, fotki wychodzą bure i ponure, a nie kolorowe, wrrrr! Ale przynajmniej dwa drobiazgi udało mi się cyknąć...

Co roku obiecuję sobie, że już nic, absolutnie nic na Święta nie kupię. Z dekoracji oczywiście. Ale jakoś tak co roku "nic" to tylko z tych postanowień nie wychodzi, chociaż coś małego, ale muszę, bo... bo wiecie co :) No i tym razem nie jest inaczej, powiem więcej, wpadły mi w ręce wcale nie takie maleństwa :) A jedno to nawet już w lipcu!!! No, ale tę lipcową ciekawostkę pokażę ciut później, jak wydobędę wszystkie ozdoby na początku grudnia. A dziś pokażę rzeczywiście maleństwa, w zasadzie to nie świąteczne, a zimowe raczej, czyli na czasie, bo coś o uszy mi się obiło, że w weekend śnieg ma zamiar ciut poprószyć (choć jak znam życie, to pewnie jak zwykle na śniegowej brei z deszczem się skończy :/ optymistka ze mnie, co?) - i tak całkiem kristmasów w listopadzie jeszcze nie zaserwuję :D

A było to tak, że w sobotę miałam okazję zajrzeć do kilku miejsc i obejrzeć, co tam w temacie Świąt proponują... skorzystałam, a jak. Napatrzyłam się że ho ho, ale łupów za dużo nie przyniosłam. Tylko takie świeczniki (tak, wiem! znów świeczniki! :)...



... i mega przeziębienie zdaje się do kompletu :(


Ale co tam, pogoda i tak nie zachęca nadmiernie do spacerów, to sobie mogę siedzieć, kichać i patrzeć :) Tylko kurcze wybierałam się na TRŁ, no i na Art In Town przede wszystkim! I co teraz, co teraz?! A Wy wybieracie się na którąś z tych imprez?
Pozdrawiam,
ushii

-----------
* a o co chodzi z tytułem? Bo już kiedyś post o takim tytule był... no ale napis na świeczniku i pękająca głowa chyba ciut usprawiedliwiają brak polotu w tej kwestii? :)

PS
Ponieważ, jak wspominałam, mam zasadę że jak coś dokupię, to czegoś się pozbywam, a tak naprawdę ostatnimi czasy przeróżnych łupów było ciut więcej... zrobiłam małe porządki. I zapraszam Was po raz ostatni w tym roku do mojego kącika wyprzedażowego! Taka mała zajawka, co tam znajdziecie między innymi:

Adwentowy i gwiazdkowy. Kalendarz!

$
0
0
Jedna z moich ostatnich niestety już inspiracji na stryszkowym blogu...

Co roku przygotowuję zupełnie inny kalendarz adwentowy. Były już różnego rodzaju domki (np taki biały, o który wciąż mnie pytacie :) albo taki jak rok temu, były woreczki, były spinacze (tych nie miałam okazji tu pokazać)... A w tym roku - mój wybór padł na gwiazdki. Takie:


A tak wyglądają wszystkie razem... Jak widać moja zeszłoroczna drewniana choinka znów będzie dekorować nasze mieszkanie przez cały grudzień, aż do Wigilii, kiedy zastąpi ją żywa zielona panna :)


Gwiazdki odrysowałam na podwójnie złożonym* papierze, od wydrukowanych i wyciętych szablonów, które udostępniłam Wam do pobrania - wystarczy kliknąć na obrazki i zapisać:


Dla orientacji - w tych większych udało mi się upchnąć m. in. małe samochodziki, matchboxy, te mniejsze pomieszczą tylko coś naprawdę niedużego. Obszyłam wzdłuż zaznaczonych delikatnie ołówkiem linii na maszynie i wycięłam nożyczkami dekoracyjnymi o ząbkowanym ostrzu. Do środka trafiły nie tylko drobne upominki (kilka większych, jak np książeczka będzie czekało sprytnie schowane, a w odpowiednich gwiazdkach znalazły się podpowiedzi jak je znaleźć), ale przede wszystkim - zadania na każdy dzień, które później planuję umieścić w moim grudniowniku… Potem została najprzyjemniejsza część – dekorowanie. Każda gwiazdka oczywiście inna!



Oczywiście, gwiazdek nie trzeba umieszczać na takiej choince jak moja (ale gdyby ktoś chciał, to był prościutki tutek jak ją zrobić), równie dobrze można do tego wykorzystać chociażby ciekawą gałąź, albo po prostu mocny sznurek i zawiesić je w postaci girlandy :)


A jak tam Wasze przygotowania świąteczne? Ja, jak zawsze, mam plan nic nie zostawiać w tym roku na ostatnią chwilę - i być może tym razem się uda takie postanowienie zrealizować, bo część prezentów już mam, kalendarz jak widać gotowy, porządków szczególnych nie ma konieczności robić, dekoracje tylko czekają na 1 grudnia... jakby nie te paskudne choróbska, to zapowiadałoby się to całkiem przyjemnie :)

Szczegóły produktowo-materiałowe kalendarza - jak zawsze znajdziecie na blogu Na strychu :)
Pozdrawiam!
ushii

----------
* nie lubię chomikowania, ale gładkie papiery przeważnie zostawiam, bo wiadomo, dziecko potrafi artystycznie przerobić każdą ich ilość... i ja w sumie też :) I ciekawym odkryciem w tej kupce papieru były stare kartki, do chyba drukarki igłowej - idealnie złamana biel, fajna grubość i faktura, coś jak papier pakowy, którego w białej wersji za Chiny nie mogłam nigdzie dostać - tak, szary to owszem, ale ten wykorzystywałam w poprzednich latach (o tutaj np) i teraz chciałam inaczej. A biały, na sztuki i bez zamawiania nie wiadomo skąd, z kosztem przesyłki wyższym niż cena kilku arkuszy papieru? Zapomnij! Czasem jednak chomikowanie nie jest aż takie złe... ale i tak go nie polubię :)

December Daily, czyli po naszemu grudniownik :)

$
0
0
Do tej pory robiłam świąteczne albumy, ale grudniownika jeszcze nie, tegoroczny będzie moim pierwszym :) Co to w ogóle takiego? To bardzo przyjemna scrapowa zabawa - polegająca na fotografowaniu, opisywaniu i ogólnie uwiecznianiu wszystkich ciekawych chwil w grudniu, świątecznego nastroju i drobnych przyjemności. To album dokumentujący przygotowania do świąt, jak i same Święta. Może zawierać i zdjęcia, i opisy, i Wasze inspiracje, listy prezentów czy wigilijnych dań, albo życzenia świąteczne, plany dekoracji; można też zachować w nim drobne pamiątki: bilety do kina, bileciki od prezentów, choinkowe igły :) Jednym słowem - wszystko, co tylko sobie wymyślicie! A w efekcie powstaje cudna pamiątka... więc i Was bardzo zachęcam do stworzenia własnych grudniowników, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście!

A mój wygląda tak... Wykorzystałam stary segregator, żeby mieć możliwość dokładania i przekładania kart. Przycięłam go odrobinę i okleiłam. A potem... zostało już tylko najlepsze, czyli ozdabiane :)

December Daily, czyli grudniownik

Staram się, by wszystkie świąteczne dekoracje, kartki i albumy z jednego roku tworzyły spójną całość, dlatego w tym grudniowniku odnajdziecie podobne elementy, co w pokazywanych już przeze mnie lampionach oraz kalendarzu adwentowym– np tę samą radosną biało-miętowo-różowo-czerwoną kolorystykę, czy różne drobne ozdoby.

December Daily, czyli grudniownik

December Daily, czyli grudniownik

Mój grudniownik jest ciut nietypowy, ponieważ nie robiłam z wyprzedzeniem wszystkich stron na każdy dzień i dopiero czeka na zapełnienie. Bo - jak wspominałam przy okazji kalendarza adwentowego - na kolejnych kartach będę uwieczniać umieszczone w gwiazdkach zadania. I planuję wykorzystać też ozdoby z gwiazdek, zachowując je w grudniowniku na pamiątkę. Dlatego na razie – obejrzeć można tylko niektóre z dekoracyjnych przekładek i... nasze oczekiwanie na grudzień :)

December Daily, czyli grudniownik

December Daily, czyli grudniownik

Taki mały niby-shakerbox, bo gwiazdki są nie tylko na folii, nadrukowane, ale i pod nią.

December Daily, czyli grudniownik

Zauważyliście napis w kolorze różowego złota na kalce? Wykonałam go przy pomocy folii TRF. Pierwszy raz miałam ją w ręku i jestem bardzo zadowolona z efektów! Jeśli chcielibyście również wykonać sobie taki, to... jest to banalne, jedynym utrudnieniem jest konieczność posiadania urządzenia do laminowania - ale wydaje mi się że ma go całkiem sporo osób? Oczywiście, i bez niego da się jakoś tę folię wykorzystać, bo bez problemu trzyma się na zwykły klej, więc można sobie chociażby z niej różne rzeczy wyciąć, no ale napisów i tym podobnych w ten sposób się nie da... Tutek znajdziecie poniżej :)

Dekorowanie folią TRF
Potrzebujemy:
  • wybrany wzór (w formie wydruku laserowego)
  • folia TRF (Toner Reactive Foil)
  • urządzenie do laminowania
  • papierowa taśma samoprzylepna

dekorowanie folia TRF - tutorial

1. Drukujemy napis albo inny wzorek - koniecznie na drukarce laserowej (można też np skorzystać z odbitki ksero).
2. Wycinamy prostokątny kawałek folii tej wielkości, by zakrył wydruk z małym marginesem. Przykrywamy wzór folią (lewą stroną do papieru) i mocujemy ją kawałeczkami taśmy na brzegach.
3. Przepuszczamy przez maszynę do laminowania (na gorąco), na wszelki wypadek warto zrobić to 2-3 krotnie. Delikatnie odklejamy taśmy i usuwamy folię - i otrzymujemy pięknie pokryty wydruk!

dekorowanie folia TRF - tutorial

Jak widać, sprawdza się to nie tylko na papierze, ale też na kalce technicznej :)

December Daily, czyli grudniownik


****
A na koniec mam fantastyczną wiadomość! 
Żeby zachęcić Was do zakładania własnych grudniowników, sklepik Na Strychu ufundował super nagrody! Pierwszą dla dwóch osób spośród tych, które pokażą strony ze swoich grudniowników (a można dodać tyle stron, ile chcecie i zwiększyć swoje szanse w ten sposób na wygraną! :). I drugą - dla jednej spośród osób, które zaprezentują cały album (z minimum 10 gotowymi stronami)! 
Szczegóły znajdziecie tutaj - gorąco Was zachęcam do wzięcia udziału w wyzwaniu, bo taki grudniownik to super zabawa!
****

Do zobaczenia po weekendzie - będę miała dla Was jeszcze jedną małą, ale chyba całkiem fajną, niespodziankę!
Pozdrawiam,
ushii

Pierwsze grudniowe...

$
0
0
To prawdziwy niefart, ze w tym przedświątecznym czasie, gdy mam Wam tyyyyle do pokazania, niesprzyjające okoliczności przyrody sprawiają, że nie mogę pokazać nic... dopadły mnie paskudne choróbska, a jak już w ogóle wiem jak się nazywam -to jest akurat ciemno, buro, ponuro i mogę zapomnieć o robieniu fotek :( Uch... Ale ja się bez walki nie poddam!

Zatem na rozruszanie dziś kilka fotek, kilka tylko, ale zawsze :) Jednak obiecywałam Wam ostatnio małą niespodziankę? No to zaglądajcie do mnie w czwartek (no chyba, że będzie oberwanie chmury/gradobicie/zaćmienie totalne to jednak w piątek :) tutaj i na moją Fanpage :) Mam nadzieję, że uznacie, że było warto :) A dziś - wreszcie pierwsze świąteczne fotki (no... prawie pierwsze, bo już widzieliście nasz tegoroczny kalendarz adwentowy na przykład :). Ponieważ w Ushiilandii nie tylko panosza się choroby, ale i mamy gości, nastąpiły małe tymczasowe zmiany w umeblowaniu... i kanapa wylądowała pod oknem (tak gwoli wyjaśnienia, gdyby ktoś spośród moich spostrzegawczych czytelników się zdziwił :). A na kanapie... mój tegoroczny mikołajkowy upominek. Bo i ja na Wzorach byłam i ze śliczną poduchą wróciłam! Tą z pomponami oczywiście :)


W oknach oczywiście tak jak w zeszłym roku - moje śliczne gwiazdki. Plus świeczniki przestawione ze stolika, których chwilowo musiał zniknąć - bo przemeblowanie (ale udawajmy, ze ich nie widzieliście, bo o nich będzie innym razem, jak już je obrobię :). I cyprysiki... wyszło jak widać :)


A na stole kolory, które nawiązują do tego, co już Wam pokazywałam w poprzednich postach: biało, różowo, czerwono, kropelka miedzi... ino mięty czy błękitu zabrakło :) Oczywiście, znów zainwestowałam w te śliczne czerwone kuleczki (ktoś mi podpowie jak ta roślina się nazywa tak w ogóle?). Nie ma już dla mnie bez nich grudnia :) Te na zdjęciu to rzecz jasna utylizacja ścinków z dużych gałązek, które pokażę w następnej porcji grudniowych fotek. Ładnie się skomponowały z innymi resztkami, tym razem po urodzinowym bukieciku...


I dziś niestety tylko tyle... ale będzie więcej, obiecuję :) No i koniecznie zajrzyjcie w czwartek (chyba że w piątek, he he)!
Pozdrawiam,
ushii

PS
Aha! Wspominałam niedawno, że więcej wyprzedaży nie będę już robić w najbliższym czasie, ale Mikołaj sobie ze mną pewne sprawy omówił i... nastąpiły pewne malutkie zmiany, w wyniku czego kilka drobiazgów wylądowało jeszcze w moim kąciku wyprzedażowym - więc jeśli np ktoś ma w swoim otoczeniu scraperkę, która marzy o bindownicy na ten przykład, albo sam miałaby na takową chrapkę - to zapraszam :) tudzież kilka dekoracji światecznych tam dorzuciłam, na osłode dla tych co nie scrapują :)

Aaaaapsik!!!

Znów zapraszam do kuchni! A w zasadzie do... kuchenki :)

$
0
0
Witajcie Moi Mili :)
Dziś będzie zupełnie nieświątecznie, za to bardzo kolorowo. I... konkursowo! Ale o tym - za chwilkę :)

Bo dziś chciałbym wreszcie Wam pokazać coś, co już straaaasznie długo czeka na swoją tu premierę. Zeszłoroczny jeszcze prezent A. Jej kuchnię!


Po przejrzeniu oferty w sklepach doszłam oczywiście do wniosku, że kuchenkę dla A. muszę zrobić sama, bo nic z tego co jest dostępne mi nie pasuje, bo albo plastikowe (a ja chciałam koniecznie drewnianą), albo bardzo drogie, albo zwyczajnie mi się nie podoba. Zastanawiałam się nad zbudowaniem jej samodzielnie, albo przerobieniem jakieś szafki w tym celu - ale jej nie miałam. I wówczas, jak na zawołanie, trafiłam na... kuchenkę :) Drewnianą, już gotową, chociaż brzydką moim zdaniem... Ale za to w okazyjnej cenie, mimo że nowa była, i z dużym potencjałem! Czyli - znalazłam dokładnie to czego potrzebowałam, niezłą bazę do własnej twórczości :) O taką:


Było trochę cięcia, klejenia... Musieliśmy dorobić kilka elementów, np szufladę, półeczki, wieszak na ściereczki czy stolik, kilka innych usunąć, np mikrofalówkę i ozdobny łuczek u góry... Przerobiliśmy i zmniejszyliśmy nieco lodówkę i piekarnik, by powstało nieco wolnego blatu  i było widać co się piecze :) Oczywiście musiałam też pocudować nawet nad takimi drobiazgami jak pokrętła :) No i na koniec - malowanie oczywiście. I w efekcie wyszło... wyszło tak, TA-DAM:


Plecki wymalowałam w szachownicę, żeby było bardziej retro :) A do tego - odnowione przeze mnie stare dziecinne krzesełko mojego M., które już kiedyś Wam pokazałam...


I bawimy się! Kuchenka zdała egzamin - wszystkim nam się podoba, cały czas wygląda świetnie, fajnie pasuje do innych mebli i sprzętów w okolicy. No i przede wszystkim - A. bardzo, bardzo ją lubi! :)


Niestety, jak wiecie, A. nie ma własnego pokoju, więc i miejsca nie mamy tak dużo, by kuchenka mogła zawsze stać na wierzchu... Ale to akurat żaden problem, bo wystarczy schować wszystkie akcesoria itp...


I hyc do schowka, który jest w ścianie za nią :) wiec operacja chowania/wyjmowania kuchenki trwa moment. I jak Wam się podoba nasza przeróbka??? Bardzo chętnie się dowiem, co myślicie:)

Zdjęciami troszkę dziś zasypałam, ale to jeszcze nie koniec! Bo przecież na samym początku obiecałam konkurs  - to właśnie ta mala niespodzianka, o której pisałam ostatnio :) Bo skoro miałam niedawno urodziny, skoro Mikołajki, a i jeszcze Święta - to mamy bardzo dobry moment na małe rozdawnictwo...

Zwróciliście może w ostatnim wpisie uwagę na doniczki, w których stoją cyprysiki? Jakiś czas temu wpadły mi w ręce i mnie zachwyciły! Bo nie dość, że w takie retro motywy, to jeszcze i kolorki fajne... No i w sympatycznej cenie na dokładkę. Nawet się nie zastanawiałam, czy biorę. Ale pomyślałam wtedy i o Was, Moi Kochani Czytelnicy. Bo przyjemnościami warto się dzielić, prawda?


Zatem - jeśli macie ochotę na uroczą retro doniczkę od Bloomingville - to zapraszam!

Co trzeba zrobić, by wziąć udział w rozdawnictwie?
1. Przede wszystkim - zostawić tutaj komentarz. Ale nie byle jaki, o nie :) Proszę o zdradzenie mi, jaki świąteczny prezent sprawił Wam najwięcej radości :)
2. Jeśli prowadzicie bloga macie konto na FB/fanpage itp, będzie mi milo, jeśli się linkiem do tego posta i jedna z tych dwóch fotek podzielicie :)
3. Można też zajrzeć na fanpage Ushiilandii - wtedy... a nie zdradzę, zajrzyjcie koniecznie, he he! Jutro!!!
4. Polubienia, obserwowanie nie jest jak zawsze u mnie obowiązkowe - ale jeśli ktoś np właśnie tu trafił (lub też całkiem dawno, naturalnie :) i uzna, że warto, będzie miał na to ochotę - to jasne, że będzie mi miło :)

A wyniki ogłoszę w przyszłą sobotę, 19 grudnia - macie więc cały tydzień na zapisywanie się :) Zapraszam!


Pozdrawiam,
ushii

Bombkowo do kwadratu!

$
0
0
Bombkowo, a do tego śnieżynkowo, czyli moje tegoroczne karteczki świąteczne... no i wyniki konkursu oczywiście :)

Świąteczne przygotowania miałam w tym roku starannie zaplanowane, poniekąd dzięki kalendarzowi adwentowemu A., bo skoro na jeden z grudniowych dni było tam zadanie - szykujemy kartki dla bliskich i przyjaciół to nie było wyjścia, kartki robiłyśmy! Dzieła A. wyszły super, ale Wam pokażę te, które trafiły do moich blogowych kochanych dziewczyn :


Gdyby ktoś i tym razem był ciekaw - śnieżynka to mój upominek od Mikołajka i jestem nią absolutnie zachwycona! Chociaż ostrzegam - wyjmowanie tego ażurowego kształtu z wykrojnika do łatwych i przyjemnych nie należy - ale ja nie jestem wielką fanką serwetkowych ażurków, mam ich tylko kilka i nie wyciągam ciągle tych drobniutkich ścinków, więc może po prostu przyzwyczajona nie jestem :)

W każdym razie - wykorzystałam ją w jeszcze inny sposób, do dekoracji domu - ale to pokażę Wam następnym razem :) A dziś - jeszcze inna wariacja ze śnieżynką na kartce... I tu taka ciekawostka. Mniejsza śnieżynka to rozwałkowana cienko i posypana białym brokatem masa Marthy Stewart, po wyschnięciu wycięta wykrojnikiem. Pięknie się mieni :)


I jeszcze taka... Zbieżność kolorystyczna i stylistyczna kartek z innymi pokazanymi już w tym roku przeze mnie świątecznymi pracami (np kalendarzem adwentowym, lampionami czy grudniownikiem) - zamierzona :)


I będę nieskromna, ale przyznam się, ze jestem z tych kartek zadowolona! Szczegóły materiałowe karteczek odnajdziecie na blogu Na Strychu :)

A u mnie - jeszcze jedna, ostatnia karteczka. I tu się wyjaśnia tytułowe "do kwadratu", bo kartka w kształcie bombki, a na kartce bombka z napisem :)


Być może niektórzy z Was już ją widzieli, bo przygotowałam ją w ramach DT Rosy Owl. Na blogu pojawia się jednak dopiero dziś, bo chciałam, żeby obdarowani mieli ciut niespodzianki, hi hi.


I na dziś to koniec. Prawie - bo przecież jeszcze wynik konkursu! Już nie trzymam Was dłużej w niepewności :) Doniczkę od Bloomingville wygrywa... Dorota na przedmieściach! Moja droga - proszę o adres :)

A Wam wszystkim bardzo dziękuję za zabawę i przypominam, jeszcze przez kilka godzin możecie próbować swoich sił w konkursie na fanpage Ushiilandii!!! Zapraszam serdecznie - i na dokładkę obiecuję, że to nie jedyna szansa na wygrana u mnie w najbliższym czasie, bo... he he, więcej zdradzę niebawem :)

A wracając jeszcze do kartek... Lubicie dostawać kartki na Święta? Ja uwielbiam!!! Niestety, coraz mniej osób zawraca sobie tym głowę, wyśle sms czy mail i... tyle. A szkoda, przecież to tak prosty gest, a niesie tyle radości...

Basiu Le Petit Bonheur, Dryszko - dziękuję!!!

Pozdrawiam,
ushii

Moi Drodzy...

$
0
0

I niech jednak magicznie zjawi się choć odrobina śniegu i niech nie bolą Was brzuchy z przejedzenia ;)
Do zobaczenia niebawem! 
Ho ho ho :)

F jak filc, F jak...

$
0
0
...Frozen :)

Witajcie moi Drodzy - przerwę świąteczno-noworoczną spędziłam wesoło, wyjazdowo i całkowicie offline, więc choć choinki można już w zasadzie rozbierać, ja nie zdążyłam Wam jeszcze pokazać moich świątecznych migawek... A i dziś tego nie zrobię - świąteczne fotki dopiero muszę przejrzeć i ogarnąć, więc chyba następnym razem zaserwuję Wam taki ciut spóźniony świąteczny post :)

A dziś coś co zmajstrowałam w tak zwanym międzyczasie... Skoro nowy rok przywitał mnie megamrozem i pięknymi lodowymi kobiercami - powstało coś rodem z Krainy Lodu :) Gdy w ręce wpadł mi wykrojnik od Rosy Owl na aniołka, nie pomyślałam wcale o aniołkach ani niczym takim. Bo od razu w mojej głowie powstał pomysł na... laleczki. I to bardzo konkretne laleczki, bo inspirowane głównymi bohaterkami ulubionej bajki mojej córki - Elsą i Anną. Przyznam się, że filcowych lalek nigdy w życiu nie próbowałam robić i choć pewnie nad rysami twarzy jeszcze muszę popracować, to ja jestem całkiem zadowolona, a córka - zachwycona :)


A do kompletu dostały też jak widać filcowy Lodowy Pałac :) Projekt własny, ale też oczywiście inspirowany bajką.


Brak mu tylko śnieżynki na drzwiach, ale skończył mi się ten "międzyczas". A w środku na wypasie: schody (tak, wiem, że nie całkiem poprawnie wyrysowane, ale takie poprawne nie wyglądały ciekawie i nie pasowały :), balkon, lodowy żyrandol nawet... I zabawa była na całego!



Pozdrawiam noworocznie - i dziękuję za wszystkie życzenia!!!
ushii
Viewing all 126 articles
Browse latest View live